Wyczekiwana Portugalia w Taszce
2/02/2017
Po raz pierwszy usłyszałem o Taszce w połowie zeszłego roku. Bam! Na wrocławskim rynku otworzy się wine bar z prawdziwego zdarzenia serwujący portugalskie wina i petiscos. Na wrocławskim rynku, gdzie od wielu sezonów nie powstało nic godnego uwagi…
Zapowiadało się naprawdę nieźle. Wraz z Taszką do Wrocławia miał dotrzeć nowy powiew znad Atlantyku i zmienić winną mapę miasta. Własny import, wyśrubowana selekcja topowych, często jeszcze w Polsce nieobecnych producentów, pokaz siły najlepszych portugalskich regionów, sporo win na kieliszki, właściciele z wizją i bardzo dobrym rozeznaniem w najnowszych trendach winiarskiej Portugalii, świetne jedzenie – powodów, by czekać było wiele. Sam czekałem bardzo niecierpliwie. Zdaje się, że po raz ostatni tak wypatrywałem otwarcia jakiegoś lokalu w 1993 r., kiedy we Wrocławiu pojawił się pierwszy McDonald’s i przypieczętował w mojej naiwnej, trzynastoletniej wyobraźni przynależność miasta do kręgu cywilizacji zachodniej.
Ostatecznie traf chciał, że zaraz po otwarciu Taszki ciągle coś przeszkadzało mi w odwiedzinach. Na szczęście w ostatnich tygodniach nadrabiam zaległości. Spróbowałem tam już paru świetnych petiscos z peixinhois da horta i ośmiornicą aguachile na czele. Ale przede wszystkim zdegustowałem kilka fantastycznych win.
Zacznę od naprawdę mocnego uderzenia. Mocnego nie tylko dlatego, że serwowanego z magnum. Soalheiro Alvarinho Primeiras Vinhas 2014. Czyste alvarinho, ponad 30-letnie krzewy i legenda jednego z najlepszych białych win Portugalii. Fantastyczne połączenie oceanicznej, słonej mineralności i owocowej głębi spod znaku brzoskwini. Jest tu niezła koncentracja, wielowymiarowść, ale jest także coś dzikiego, nieokrzesanego, jakaś pierwotna rysa na tym krysztale, która tylko dodaje mu uroku. Za 88 zł to zdecydowanie okazja.
Z tego samego rocznika pochodzi Álvaro Castro Quinta da Pellada Primus Branco 2014 od legendarnego winiarza z Dão. Primus to kupaż kilku odmian, z których niektóre mogą brzmieć dla niewtajemniczonych egzotycznie – cerceal branco, bical, terrantez, verdelho i encruzado. Bije poprzednika na głowę, jeśli chodzi o wiek krzewów, ale tak naprawdę ciężko te dwa wina z portugalskiego topu porównać. To, w przeciwieństwie do Soalheiro, dojrzewało częściowo w beczce. Dąb co prawda kulturalnie ustępuje miejsca kwiatom, melonowi, cytrusom i owocom tropikalnym, ale jest wyczuwalny. Usta są mocno mineralne, długie, z fantastyczną, wysoką kwasowością. Cena: 170 zł.
Po takich wrażeniach docieramy do Lizbony, a konkretnie modnego (zasłużenie) producenta Vale da Capucha, którego winnice znajdują się parę kilometrów od Atlantyku. Vale da Capucha Pynga Selection Branco 2012, o którym pisał już Irek Wis, to nieoczywisty kupaż viognier, arinto i fernão pires. Pachnie pomarańczą, żółtymi owocami i przyprawami, które co bardziej wyczulony na dąb nos można wziąć za beczkę (a jednak nie było tu kontaktu z dębem). Usta są sycące, złożone, słonawe, z rodzynkowym akcentem i autentycznie morską świeżością. (Cena: 50 zł)
Podobać się może także Fossil 2013 (arinto, gouveio, fernão pires) od tego samego producenta, także podlany morską falą, a do tego pachnący gruszką, brzoskwinią, melonem i owocami tropikalnymi, z solidną materią i porządną kwasowością. (Cena: 40 zł)
Wśród degustowanych win czerwonych najmniej spodobało mi się Quinta de Lemos Dona Louise 2010 od kolejnego cenionego producenta z Dão. To touriga nacional z dodatkiem tinta roriz i jaen po solidnej obróbce beczkowej. W nosie dominuje czarna porzeczka i suszone zioła, a w ustach – gładka tanina i dość wysoka kwasowość. Zdecydowanie zyskało po wielu godzinach, kiedy dąb ustąpił miejsca sprężystości (cena: 60 zł).
Bardzo cieszę się, że dzięki Taszce do Polski zawitał Vadio, świetny producent z Bairrady, o którego winie już pisałem w kontekście niezwykłego połączenia z dorszem. Teraz miałem okazję spróbować pierwszego rocznika w historii tej etykiety, do tego z magnum. Vadio 2005 pokazuje, jak pięknie i powoli starzeje się baga. Kolor i taniny trzymają się dzielnie. Zmysłowy nos spod znaku wiśni, jeżyn, fiołków i skóry oraz długie, dające sporo przyjemności usta, składają się na kawał pysznego wina (cena za magnum: 190 zł).
To jednak nic w porównaniu z prawdziwym hitem w ofercie Taszki i zdecydowanie jednym z najlepszych win, jakie piłem w ostatnich miesiącach. Álvaro Castro Quinta da Pellada Carrocel 2011 – jeśli jeszcze nie słyszeliście tej nazwy, zapamiętajcie ją. To prawdziwy Mount Everest tourigi nacional, na który Álvaro Castro wspina się tylko w najlepszych latach. Fantastyczna świeżość czerwonych owoców, odrobina czarnej porzeczki, zioła – wszystko w idealnych proporcjach, skrojone od linijki, eleganckie, a jednocześnie najzwyczajniej w świecie smaczne. To jedno z tych win, które zyskują miano “kontemplacyjnych”, ale w rzeczywistości za dużo tu czystej, natychmiastowej i bezdyskusyjnej przyjemności, by je rozgrywać w intelektualnych kategoriach. Jeszcze więcej frajdy powinno dać za parę lat (cena: 270 zł).
W portfolio Taszki można znaleźć także świetne wina Folias da Baco z Douro, o których pisałem już na Winicjatywie, a także flaszki od innych modnych producentów, takich jak Herdade da Malhadinha Nova z Alentejo. O tych ostatnich na pewno jeszcze napiszę.
Degustowałem na zaproszenie właścicieli Taszki. Podane ceny obowiązują przy zakupie na wynos.