Wstęp do psychologii Barolo
3/09/2016
Jest taka scena w filmie Barolo Boys. Widzimy Elio Altare, jak wolnym krokiem wchodzi do piwnicy i zbliża się do botti swojego ojca. Po chwili ostrze piły mechanicznej zanurza się w slawońskim dębie. To nie tylko symboliczny początek ruchu modernistów w Barolo, ale i niezły przyczynek do zbiorowej psychologii regionu.
Rzecz działa się w 1983 r. Napięcia między młodym Elio a ojcem narastały od lat, ale dopiero kiedy syn zamachnął się na rodzinny dobytek, Altare senior zrozumiał, że ten zwariował. Wydziedziczył go, a dwa lata później zmarł. Zastanawia, że wiekowy już Elio, którego widzimy w filmie, czuje się w obowiązku o tym wspomnieć. Więcej, wspomina też, że dla jego ojca zniszczone botti były cennym dziedzictwem pokoleń. Niesamowite, że ponad trzydzieści lat po zajściu ciągle ma ochotę “podkręcić” dramatyzm tamtej chwili i wydaje się ciągle mieć żal do ojca, że nie zdążył się nawrócić na modernizm.
Nie trzeba być specjalistą od psychoanalizy, żeby doszukać się w ich relacji konfliktu edypalnego. Niby nic nowego, ale też, jeśli taki konflikt staje się emblematem winiarskiej rewolucji, pojawia się pokusa, żeby do niej samej przyłożyć psychoanalityczną matrycę. Tym bardziej, że, jak się okazało, Barolo jest w ogóle wdzięcznym poletkiem dla psychologii głębi. Mówiąc delikatnie: nie wszystko jest tam w zupełnym porządku. Ale po kolei.
Kompleks transalpejski
W czerwcu, w czasie zlotu blogosfery zorganizowanego przez Winicjatywę, miała miejsce niezwykła degustacja. Na stole stanęło 12 zacnych barolo, za stołem prowadzący – Wojtek Bońkowski, a przed nim – garstka blogerów-szczęśliwców, którym udało się zdobyć wejściówki. Mimo że płatne, rozeszły się w rekordowo krótkim czasie, bodajże w 20 minut. Właściwie wystarczyłoby, żebym przedstawił tutaj listę tych flaszek, by pokazać, jakie emocje towarzyszyły degustacji. Ale tak naprawdę nie lista i nie same wina utkwiły mi w głowie najbardziej, ale opowieść o Barolo, jego ludzkiej twarzy i ludzkich namiętnościach, od których kipi Langhe, czy Langa, jak mówią bohaterowie Barolo Boys.
Wojtek poświęcił sporo miejsca drobiazgowemu prześledzeniu konfliktu pomiędzy tradycjonalistami a modernistami. Szukając jego źródeł, poruszył wątek francuski. Chodzi o swoisty kompleks w stosunku do kuzyna zza Alp. Żeby zrozumieć, czym jest Francja dla Piemontczyka, trzeba jeszcze raz oddać głos Elio Altare.
Oto w 1975 r., kiedy nikt nie chciał zapłacić za jego grona, doświadczył głodu (o głodzie wspomina zresztą w filmie parokrotnie). Rok później wsiadł do swojego fiata 500 i pojechał do Burgundii, by zrozumieć, dlaczego tamte wina sprzedają się 20 razy drożej niż barolo. Nie mając pieniędzy na nocleg, spał w samochodzie. Dotarłszy do Vosne, zobaczył tabliczkę Domaine René Engel. Stanął przed drzwiami i zobaczył Phillipa Angel, który właśnie zabierał się do pakowania walizek do swojego porsche. Na pytanie, czy znalazłby trochę czasu na rozmowę, powiedział, że spieszy się właśnie, bo musi sprzedać na Lazurowym Wybrzeżu swój jacht.
Dopiero znając tę historię, można w pełni zrozumieć, incydent z piłą mechaniczną. Siedem lat później, w piwnicy, ojca, Elio będzie już wiedział, czego chce. Tu, przed domem Angelów, dopiero kiełkuje koncept odnowy. Wyrasta z poczucia niższości, urażonej dumy, zazdrości i niezwykłej ambicji, czyli typowo rewolucyjnej mieszanki. Do tego dochodzi jeszcze typowy dla ludzi Langhe indywidualizm, introwertyzm i skłonność do ryzyka, o których też jest mowa w filmie. Jeśli połączy się te wszystkie elementy, staje się jasne, że piła prędzej czy później musiała pójść w ruch.
W czasie degustacji spróbowaliśmy dwa wina modernistów. Korpulentne Elio Altare Barolo Arborina 2008 wyróżniło się na tle innych butelek większą koncentracją, śliwkowymi akcentami, drobniejszą, bardziej suchą taniną i mniejsza kwasowością. Umiarkowaną modernę prezentowało Cordero di Montezemolo Barolo Monfalletto 2011. Tutaj dostajemy łagodną taninę, ale za to wyższą kwasowość, a do tego wyraźnie owocowy charakter (czereśnie, jagody) i akcenty kwiatowe.
Tradycjonaliści i socjaltradycjonaliśći
Znacznie mocniej utkwiły mi jednak głowie wina tradycjonalistów. Marcarini Barolo La Serra 2008 pokazało nuty balsamiczne, wiśni, wiśniowego likieru i jędrną (nie suchą, jak to się zdarza u modernistów) taninę. Ale na prawdziwe wyżyny Barolo wznieśliśmy się dopiero przy Giacomo Conterno Barolo Cascina Francia 2005, winie wyrazistym, mocarnym, z pięknym aromatem wiśni, kwiatów, przypraw i tytoniu, wysoką kwasowością i potężną energią.
Obraz rodziny Conterno, który odmalował Wojtek jest psychologicznym przeciwieństwem “ojcobójstwa” Altare. Mógłby też być jego przeciwieństwem medialnym, gdyby tylko… był równie medialny. W rodzinie Conterno panuje kult tradycji, graniczący z kwietyzmem. Roberto Conterno z niespotykaną pedanterią dba o higienę w piwnicy i stare botti ojca i dziadka. Tego pierwszego nazywa zresztą grande uomo. Mam dziwne przeczucie, że nie znajdują z Altare wspólnego języka i nie chodzi tylko o kwestie winifikacji.
Jedną z ostatnich pozycji degustacji było barolo Bartolo Mascarello. Starego mistrza, ortodoksyjnego tradycjonalistę i przyjaciela lewicy w jednej osobie też nie mogło zabraknąć w Barolo Boys. Widzimy go na archiwalnym nagraniu, siedzącego na wózku, podczas debaty z Elio Altare. Kiedy ten drugi mówi, że wino robi się przede wszystkim po to, żeby mieć, co włożyć do garnka, stary Mascarello oznajmia, że to nieprawda. Jest w tej niezgodzie staruszka na wózku coś tak hipnotyzującego, że nagle cała ta “rewolucja modernistów” wydaje się w najlepszym razie dziecinnym dziwactwem, a w najgorszym – reakcyjnym merkantylizmem.
Wspaniałe, zmysłowe Bartolo Mascarello 2011 ma piękny bukiet spod znaku wiśni, malin i kwiatów, mocno owocowe są także usta o potężnej strukturze. Zaskakujące, że wino robione po to, sięgnąć po nie za 30 lat, już dzisiaj jest tak uwodzicielskie.
Na sam koniec cofnęliśmy się do roku, kiedy jeszcze nikt nie marzył o modernistycznym barolo, nie wyłączając krnąbrnego Elio Altare. Giacomo Borgogno Barolo Riserva 1964! Wiadomość o tym, że będziemy degustować tę butelkę, zelektryzowała blogosferę. To barolo okazało się grać w zupełnie innej lidze niż reszta. Nie lepszej, ale innej. Nie był to żwawy staruszek; pachniał piwnicą, sosem sojowym, miodem gryczanym i nutami utlenienia. Ale w ustach znowu przypomniał sobie epokę dolce vita, wyrzucił z siebie resztkę owocu i naprężył to, co zostało z tanin.
Nebbiolo na kozetce
W Barolo Boys parę razy pojawia się głos krytykujący modernistów za to, że rujnują charakter nebbiolo. Altare odpowiada, że nie ma czegoś takiego jak charakter, czy tożsamość; są tylko interpretacje. Ma trochę racji, ale też trafił na szczep tak wyrazisty, niepowtarzalny, że doprawdy ciężko dziwić się krytykom, którzy jego zaokrąglenie i zakucie w dąb traktują jako marnotrastwo. Może gdyby nebbiolo było normalną odmianą… Ale, jak dobitnie, wykazał Wojtek, nie jest.
Tu docieram do najciekawszej chyba części jego opowieści. Opowieści z pogranicza ampelografii, psychoanalizy, historii, sportu, sztuki i etnografii. Z jakiegoś powodu zabrakło w tym zestawie muzyki, ale ciężko było czuć niedosyt.
Prawie zawsze określa się nebbiolo mianem starej odmiany. Wspomina się o niej po raz pierwszy w połowie XIII w., a więc w porównaniu z takim negroamaro, o którym pisałem niedawno, jest najwyżej w średnim wieku. Ale nawet, jeśli przyjmiemy, że to staruszek, to z pewnością wysportowany. Wojtek celnie nazwał go długodystansowcem, maratończykiem. Jest nebbiolo “żylaste i bez tłuszczu”, szczupłe, ale silne.
Z jego słusznym wiekiem świetnie współgra tajemniczy, jasny kolor. “Albinos wśród winorośli” – nie mogę nie przytoczyć także tego określenia. Mało koloru, dużo tanin – docieramy tu do paradoksu, który toruje drogę kolejnemu: wybrakowanie nebbiolo jest w rzeczywistości jego siłą. Oto odpowiedzią na brak “pigmentu” jest bowiem intensywny, uwodzicielski aromat. Świat natury zna takie kompensacje, ale na usta cisną się znowu antropomotfizmy. Jest więc nebbiolo takim “szczepem bez nogi” (przypomina w tym gamay), co rekompensuje perfumą, trochę jak introwertyk spełniający się w sztuce.
Nebbiolo jest wreszcie arystokratą z teatralnym gestem, a także jednym z najbardziej “germańskich” włoskich szczepów. Za tym ostatnim stwierdzeniem stoi historia dynastii sabaudzkiej i niemieckich wpływów w średniowiecznym Piemoncie. Ale czy nie można też mówić o północnym charakterze odmiany? Ma przecież moc, energię, rozmach, cierpliwość i precyzję w odwzorowaniu terroir.
Na sam koniec oddam głos córce, Elio Altare, Silvii. Bez żadnych oporów mówi w filmie, że ciężko żyje się ze “sławnym ojcem” i często się z nim spiera. Posuwa się nawet do stwierdzenia, że historia zatoczyła koło i że jej ojciec przypomina teraz konserwatywnego dziadka. Nie wiem, czy posunie się kiedyś do zniszczenia jego barriques, ale widać, że typowa baroliańska psyche ma się dobrze także w nowym pokoleniu.