Co pił Wrocław w 1904 r.
12/10/2016
Ta historia ma dwa początki, pierwszy na początku XIX w., drugi dwieście lat później.
W 1815 r. przybywa do Breslau niejaki Christian Hansen. Zostawia ojca, winiarza z mozelskiego Bernkastel, i postanawia poszukać szczęścia na Śląsku. Dwieście lat później pewien antykwariusz z San Francisco wystawia na sprzedaż kartę win restauracji Hansen z 1904 r. Cena to zaledwie 25 dolarów. Nikt nie wie, jak karta trafiła do Kalifornii, ale okazuje się, że wytrzymała próbę czasu i dalekiej podróży bez najmniejszego uszczerbku. Antykwariusz nie zdaje sobie najwyraźniej sprawy, że sprzedaje jedyną zachowaną kartę win legendarnej restauracji, która wychowała pokolenia wrocławskich winomanów na przestrzeni stu lat.
Cień Złotego Strusia
Przy ul. Świdnickiej (niegdyś Schweidnitzer Strasse) stoi dom handlowy Solpol, makabryczny wykwit głodu opacznie rozumianego “Zachodu” rodem z lat 90-ych. Stoi pusty i straszy. Niektórzy nazywają go przykładem postmodernizmu, a nawet postulują wpisanie go do rejestru zabytków. Żaden biurokratyczny trik nie zmieni jednak ponurej bryły i jeszcze bardziej ponurej genezy tego budynku.
Ironia losu chciała, że przed wojną stała w tym miejscu prestiżowa kamienica Pod Złotym Strusiem, w której mieściła się szanowana Restauracja Hansena. O jej renomie niech świadczy to, że dostarczała wina dla królewskich dworów Prus i Saksonii. U Hansena wina pijała crème de la crème Wrocławia: burżuazja, arystokracja i artyści. Tutaj serwowano nie tylko najlepsze w mieście wina, ale i kultowe jedzenie, w tym mostek wołowy à la Hansen czy grillowanego łososia reńskiego z sosem remoulade.
Po przybyciu do Wrocławia Christian Hansen umieścił szynk win francuskich na ul. Oławskiej (wówczas Ohlauer Strasse). Po pięćdziesięciu latach budowania reputacji znanej na całe Niemcy marki, do kamienicy Pod Złotym Strusiem przeniósł go zięć założyciela, Heinrich Schafer.
Kalifornijskie odkrycie
Na kartę win Hansena wystawioną w sieci przez amerykańskiego antykwariusza natknął się dr Grzegorz Sobel, niestrudzony badacz historii wrocławskiej i dolnośląskiej gastronomii, autor wielu książek, w tym Przy wrocławskim stole i wydanych niedawno Historii ze smakiem: Szczypty faktów z dziejów rybactwa w Dolinie Baryczy. Restauracji Hansena poświęcił wiele tekstów (m.in. ten), od dawna też badał źródła pochodzące z czasów jej świetności, a nawet dotarł do miasta rodzinnego Christiana Hansena. Coś takiego jak karta win Hansena wydawało się jednak pozostawać jedynie w sferze marzeń kulinarnej archeologii Wrocławia.
Tym bardziej ucieszyłem się, gdy Grzegorz Sobel poprosił mnie o przyjrzenie się bliżej znalezisku i pomoc w artykule, który właśnie o nim pisał. Jako wierny czytelnik książek pana Grzegorza i okazjonalny tropiciel źródeł winiarskiej przeszłości Wrocławia i okolic, chętnie podjąłem się zadania.
Od końca XIX w. u Hansena karta win była co roku zmieniana. Ta, którą pokazał mi Grzegorz Sobel, została wydana na sezon 1903/1904. Ma starannie zaprojektowaną okładkę z godłem (oczywiście strusiem) i spis treści, który od razu sugeruje, jaka panowała u Hansena hierarchia. Na pierwszym miejscu są wina Bordeaux, dalej Burgundia, Rheingau, Palatynat, Frankonia, Mozela, Węgry, Hiszpania z Portugalią, sekty i szampany.
Geisbergery i Gremplery
Co ważne, ta hierarchia ma jednak bardziej charakter wizerunkowy niż cenowy. Jeśli przyjrzymy się bliżej, okaże się, że ceny niemieckich rieslingów z najlepszych siedlisk wcale nie ustępują cenom najlepszych burgundów. Pisałem już w tekście poświęconym Romanowi Niewodniczańskiemu o tym, dlaczego tak było, a właściwie, dlaczego to uległo później zmianie. W tym samym tekście wspominałem też o winnicy Geisberg, którą Niewodniczański po dziesięcioleciach zapomnienia przywraca do łask. Geisberger Auslese jest w karcie jednym z najdroższych win, tylko nieznacznie ustępującym cenowo burgundowi z Romanée (rocznik 1874). Wśród win niemieckich dorównuje mu jedynie wino z okolic metacznika Hansenów, winnicy Zeltingen, a konkretnie parceli Kackert, należącej niegdyś do Freiherr von Schorlemera, producenta, który nawiasem mówiąc maczał także palce w XIX-wiecznym sukcesie Geisbergu.
Ciekawe jest to, że zaraz za niemieckimi pojawiają się wina węgierskie. To potwierdzałoby tezę, że cieszyły się we Wrocławiu szczególną popularnością, większą niż w innych regionach Niemiec, o czym wspomina m.in. Dorota Lias-Lewandowska w Historii kulturowej wina francuskiego w Polsce, o której to książce pisałem tutaj.
W dziale z winami iberyjskimi znajdziemy tylko wina wzmacniane – porto, sherry i maderę. Znalazło się też miejsce dla ich odpowiednika włoskiego – marsali.
W dziale niemieckich win musujących szczególną uwagę zwraca sekt Gremplera, jedno z najstarszych (jeśli nie najstarsze) niemieckich win musujących, produkowane niegdyś w Zielonej Górze. Wino wskrzesił niedawno Krzysztof Fedorowicz z zielonogórskiej Winnicy Miłosz. Figuruje w karcie obok innych legendarnych musiaków ze wschodnich Niemiec, takich jak saksoński Kloss & Foerster Sekt.
To jedyne wino ze Śląska (Zielona Góra jest historycznie jego częścią) dostępne w najbardziej renomowanej winiarni ówczesnej stolicy regionu. Ciekawe, że nie starczyło miejsca dla innych. Mimo, że dzisiaj areał upraw winorośli jest w regionie mniejszy, dużo łatwiej natknąć się na lokalne wina we współczesnych restauracjach Wrocławia. No, ale to Hansen przeszedł do historii, o Hansenie wciąż się mówi i Hansena kart wypatruje się na aukcjach.
Zdjęcia karty publikuję dzięki uprzejmości Grzegorza Sobela. Pisząc ten tekst korzystałem też z jego artykułów