Wino w Indiach
10/09/2015
Indie nie pozwalają zapomnieć o sobie. We wspomnieniach stamtąd uparcie powracają ulice, targi, przyroda, jedzenie, Bollywood, kolorowe stroje i tłumy. Czy na tym wielobarwnym fresku jest miejsce na wino?
Dzięki mojemu pracodawcy odwiedziłem Indie w zeszłym tygodniu. Dotąd miałem o tym kraju dość mętne wyobrażenie i sprzeczności, jakie tam widziałem, tylko ten obraz skomplikowały. Ale właśnie sprzeczności, niedookreślenie, chaos, który skrywa jakąś niedostrzegalną dla obcokrajowców substancję trzymającą wszystko w kupie, i nieprzetłumaczalność tamtejszego życia – to wszystko fascynuje. Nie mogłem od Indii oderwać oczu. Tak jak nie mogłem przestać próbować tamtejszego jedzenia, mimo że nie znoszę ostrej kuchni.
Mam wrażenie, że ludzie z Zachodu mówiący i piszący o Indiach dzielą się z grubsza na trzy kategorie. Pierwsza fascynuje się tamtejszą kulturą: religią, jogą, muzyką, tańcem, kuchnią. Druga narzeka na ubóstwo, nierówności, choroby i inne bolączki subkontynentu. Trzecia wreszcie protekcjonalnie poklepuje Indie po plecach, winszując rozwoju, demokracji, coraz równiejszych ulic Mumbaju itd.
Wydaje się, że w tych dwóch ostatnich postawach (a niekiedy i w pierwszej) mocny jest element postkolonialny; ich perspektywa jest z gruntu zachodnia. A przecież można Indie widzieć inaczej. Wystarczy spojrzeć na nie jako byt kompletnie niezależny, samoistny, nie krzywe zwierciadło Zachodu, ani jego call center, bez kalek i uprzedzeń. Okaże się wtedy, że ten kraj świeci własnym, wielobarwnym światłem.
W takiej perspektywie unikniemy krzywdzących porównań, ale też protekcjonalności. I tak na przykład, pisząc o indyjskich winach, będziemy mogli obejść się z nimi bez taryfy ulgowej, co niniejszym czynię.
Winiarstwo w Indiach wykonało ponoć w ostatnich kilkunastu latach duży krok naprzód. Ja niestety, pooza dwoma wyjątkami, nie piłem tam żadnego lokalnego wina, które sprawiłoby mi najmniejszą chociaż przyjemność. Niektóre były, jak to się mówi, “poprawne” albo “interesujące” (w dyplomatycznej nomenklaturze), a niektóre po prostu niepijalne.
Od najbardziej popularnego producenta – Sula Vineyards – spróbowałem mocno zielonego i kwasowego Sauvignon Blanc 2013, które, porządnie schłodzone, dało trochę niczym niezmąconej radości. Sula Chenin Blanc 2014 też jest zielone, jak diabli, a przy tym oczywiście pełniejsze, ale towarzyszy mu uciążliwa nuta kiszonej kapusty. Skosztowałem jeszcze Sula Satori Merlot Malbec 2014. Satori znaczy ponoć tyle, co iluminacja, ale trudno mi podejrzewać, że to wino było dla kogoś objawieniem w pozytywnym sensie. Pojawiają się za to reminiscencje beczek z kapustą w dawnych warzywniakach. Są też oczywiście aromaty przyjemniejsze, jak wiśnia, są taniny, ale pije się je w bólach.
Sula wydała mi się jednak wirtuozem sztuki winiarskiej po spróbowaniu win od Fratelli, producenta, w którym udział mają Włosi. Można by przypuszczać, że w gorącym klimacie wzorców będą szukać na Sycylii, tymczasem robią w Indiach azjatyckie chianti i supertoskany. Fratelli Sette 2011, kupaż cabernet sauvignon i sangiovese, wydał mi się w swojej oryginalności nawet interesujący. Pachnie leśnymi owocami, sproszkowaną papryką, cegłą i gliną, w ustach jest świeży i nieokrzesany, z surowością, która może się podobać.
Fratelli Classic Shiraz 2014 (syrah z dodatkiem cabernet franc) reprezentuje podobną, gliniasto-ceglaną stylistykę, ale jest nieco masywniejsze, z aromatem lakieru do włosów, pieprzne, dzikie i mniej ciekawe. Tytuł najgorszego wina, jakie piłem w Indiach, przypada jednak Fratelli Sangiovese 2014, które smakuje jak mieszanina gliny i czekolady. Więcej nic o nim nie mogę powiedzieć, bo najzwyczajniej w świecie nie dało się go pić.
Spośród tych win tylko sauvignon blanc i chenin blanc mogłyby pasować do lokalnej kuchni, gdyby tylko miały więcej aromatu, ciała i owocu. Pozostałe nie mają czego szukać na indyjskich stołach. A przecież wydaje się, że tamtejsza kuchnia mogłaby podciągnąć raczkujące winiarstwo. Tymczasem jednak jego najmocniejszą kartą wydaje się to, że słowo wino pochodzi najprawdopodobniej od veny, co w sanskrycie oznacza miłość lub pożądanie.
Więcej o Sula Vineyards i winach w Indiach przeczytacie na Lampce Wina.