Cztery twarze Wachau: człowiek-instytucja


30/07/2015

Poprzedni przewodniczący związku winiarzy Wachau przetrwał na stanowisku ćwierć wieku. Obecny ma wszelkie predyspozycje, by pójść w jego ślady. Nie tylko dlatego, że zna się na winach jak mało kto w okolicy.

W 1983 r. czołowi winiarze Wachau stworzyli organizację Vinea Wachau Nobilis Districtus (w skrócie: Vinea Wachau). Dwa lata później wybuchł skandal glikolowy, który na długo położył się cieniem na wizerunku austriackich win. Ale paradoksalnie (a może i nie) w tym samym czasie Vinea Wachau wykopała fundamenty pod późniejszy sukces regionu: nową klasyfikację win (Steinfeder, Federspiel, Smaragd) i Codex Wachau, zawierający restrykcyjne reguły produkcji wina.

Weingut Emmerich Knoll

Weingut Emmerich Knoll

Twarzą tych zmian został Franz Hirtzberger (o jego synu pisałem w zeszłym tygodniu), który przez 24 lata zajmował stanowisko przewodniczącego Vinea Wachau. W 2012 r. jego następcą wybrano jednogłośnie energicznego przedstawiciela młodego pokolenia, Emmericha Knolla (syna Emmericha Knolla). Obejmując urząd, winiarz z Unterloiben podkreślał rolę bliskiej współpracy winiarzy i kontynuację polityki jakościowej. Przestrzegał przed dzieleniem regionu na “nowe” i “stare” Wachau, akcentując wspólne cele. Znalazł także parę ciepłych słów dla winiarstwa organicznego. Słowem: zabrał się do rządów w duchu polityki koncyliacyjnej.

Emmerich III

Unterloiben i okolice to zakątek Wachau o największym w regionie natężeniu winiarskich sław. Niedaleko rezydują (i to jak!) F.X. Pichler i  Domäne Wachau, a tuż za ścianą Emmericha znajduje się siedziba Leo Alzingera. Jakby atrakcji było mało, na niedalekim wzgórzu rozpościera się najładniejsze bodaj miasteczko Wachau, Dürnstein, gdzie znajdują się ruiny zamku, w którym więziono Ryszarda Lwie Serce. Kto nie chce degustować win, ani się wspinać, na pewno nie pożałuje odwiedzin w restauracji Loibnerhof. Lokal liczy sobie 400 lat, ma bajeczny ogród, a jej właścicielem jest wuj Emmericha Knolla.

DurnsteinEmmerich zarządza rodzinną winnicą w trzecim pokoleniu, dlatego niektóre źródła nazywają go w dynastycznym stylu “Emmerichem III”. Do Weingut Emmerich Knoll należy 15 hektarów ziemi, przypadających głównie na topowe winnice wschodniego Wachau, w tym legendarne Loibenberg i Kellerberg. Zdecydowaną większością tej powierzchni dzielą się po połowie riesling i grüner veltliner. Z racji stosunkowo ciepłego klimatu i specyficznego stylu wina Knolla zyskały sobie sławę ekspresyjnych i cielistych, a przy tym nie barokowych, ale zwartych, strzelistych i długo zachowujących świeżość. Nic dziwnego, że wiele z jego etykiet weszło do ścisłego kanonu Wachau, a jedno z nich dało Austrii zwycięstwo w pamiętnej degustacji w ciemno, podczas której wina znad Dunaju pokonały resztę świata pod nosem Jancis Robinson i Tima Atkina.

Weingut KnollDwa obrazy i powódź

Odwiedzam Emmericha w jego siedzibie w Unterloiben. Od razu rzucają mi się w oczy jego otwartość, swobodna gestykulacja, elokwencja i kindersztuba, którą ciężko na pierwszy rzut oka odróżnić od ironii. Wydaje się bardziej zwierzęciem towarzyskim, niż skrytym rzemieślnikiem, jakich wielu w jego fachu. Widać, że jest zabiegany, a nasze spotkanie jest tego dnia którymś z kolei, ale ani trochę się nie skarży się, ani nie zdradza zmęczenia. Towarzyszy mu pies, który jest jeszcze bardziej towarzyski niż jego pan.

Saint UrbanW dużym holu wisi obraz na drewnie przedstawiający św. Urbana. Rozpoznaję go od razu, bo widnieje na najbardziej chyba charakterystycznych w regionie etykietach. Emmerich opowiada mi jego historię. Okazuje się, że nie jest wcale bardzo stary, bo pochodzi z połowy ubiegłego stulecia. Z początku wisiał w lokalnym kościółku, następnie trafił w ręce rodziny Knollów, która umieściła go na swoich etykietach, dzięki czemu zyskał pewną sławę. Któregoś dnia zadzwonił jednak człowiek, który twierdził, że to on ma prawdziwego św. Urbana, zaś obraz Knollów jest tylko kopią. Jak się okazało, miał rację, choć i kopia sroce spod ogona nie wypadła, bo powstała w tej samej pracowni. Knollowie przywiązani do myśli o posiadaniu oryginału, dokupili ten drugi obraz do kompletu.

Z holu schodzimy do niewielkiej piwnicy, w której Emmerich opowiada o powodziach, które co jakiś czas nękają winiarzy w Wachau. Ponoć zdarzało się, że w kadzie z winem dosłownie pływały w zalanych piwnicach. Ostatnia taka powódź nawiedziła Unterloiben w 2002 r. Od tego czasu trochę się jednak u Knollów zmieniło – Emmerich prezentuje mocne, przeciwpowodziowe drzwi, przez które opuszczamy podziemie.

Knoll cellarPrzechodzimy do salki degustacyjnej. Pies, jak gdyby nigdy nic, rozsiada mi się na stopach. Emmerich pyta, czy mi to przeszkadza. Oczywiście zaprzeczam. Pytam o użycie szlachetnej pleśni w Wachau, które budzi spore kontrowersje. Emmerich odpowiada ze wzrokiem ojca, który dobrze zna wartość swojego dziecka, mimo że jakiś nauczyciel doniósł mu właśnie o niepokojących ocenach. Mówi, że w Wachau jest miejsce dla różnych stylów i nie widzi nic złego w umiarkowanym stosowaniu botrytisu. W podobnym tonie wypowiada się o irygacji, argumentując, że stosuje się ją tylko, kiedy jest konieczna.

Knoll GV Steinfeder Na dobry początek do kieliszka nalewa mi Grüner Veltliner Steinfeder 2014 o aromacie jabłka i pieprzu, z dodatkiem mineralnego niuansu. Usta są zaskakująco poważne, czyste, ziołowo-cytrusowo i z ładną kwasowością. Grüner Veltliner Federspiel Kreutles 2014 to już więcej ziół i owocu (jabłko) w aromacie. Na podniebieniu daje o sobie znać większa koncentracja, głębia owocu, bardzo ładny krój i złożoność. To doskonałe wino w swojej cenie (ok. 15 euro).

Bogactwo Loibenberg

Na dużym podświetlanym zdjęciu Emmerich pokazuje mi Loibenberg. W Wachau nie ma klasyfikacji winnic, ale wtajemniczeni wiedzą, że niektóre z nich mają niepisany status grand cru. Jedną z takich pereł jest właśnie Loibenberg. Jej znaki szczególne to duży rozmiar, południowa ekspozycja i skaliste podłoże. Do tego ciepło, które przynoszą masy powietrza ze wschodu, uderzając w nią frontem. To dlatego w winach z Loibenberg wszystko jest “bardziej”: veltlinery są bardziej pieprzne, a rieslingi mają w sobie więcej nut dojrzałych owoców, a nawet wanilii. Nierzadkie są też nuty tytoniu i dymu.

Pierwszym winem stamtąd, jakie próbuję, jest Riesling Loibenberg Federspiel 2014. Częstuje hojnie pięknym, zmysłowym aromatem brzoskwiń i owoców tropikalnych. W ustach jest krystalicznie czyste, z wysoką kwasowością, ale i cukrem błąkającym się w tle. Ten Federspiel smakuje mi nawet bardziej niż  o rok starszy i doskonały Riesling Loibenberg Smaragd 2013, który w szczytowej formie będzie podobno za jakieś 5 lat. Pachnie intensywnie dojrzałymi morelami i cytrusami, do których z czasem dołączają kwiaty. Usta są bujne, z mocną strukturą, wysoką kwasowością i solidną, mineralną podbudową.

Knoll Schut Loibenberg GV SmaragdCofamy się o kolejny rok i próbujemy Grüner Veltliner Loibenberg Reserve 2012. Tutaj mamy już arcyzmysłowy aromat słodkich, dojrzałych gruszek i mango, który ciężko byłoby przypisać w ciemno veltlinerowi, choć w tle błąkają się ziołowe akcenty. Na podniebieniu wino jest kremowe, z głębią owocu, lekką słodyczą, zbalansowaną piękną kwasowością i orzechowym niuansem. Za tę przyjemność musimy przygotować się na 14,5% alkoholu.

Schütt i miód

Jednak winem, które smakuje mi najbardziej, okazuje się Grüner Veltliner Smaragd Schütt 2013 z nieco niżej położonej winnicy. Pachnie morelą, miodem, dymem i kwiatami. W ustach częstuje kremową fakturą, soczystością i stonowaną słodyczą, w którą nagle wbija się mineralne uderzenie, nadając niezaprzeczalnemu ciężarowi tego wina lekkość i grację.

Knoll Vinothekfullung Smaragd 2011Na deser pozostaje dyskretna słodycz Grüner Veltliner Smaragd Vinothekfüllung 2011. To etykieta, która wygrała wspomnianą degustację w ciemno z 2002 r. Z kieliszka dochodzi aromat jabłka, tytoniu i orzechów. Usta pokazują, że to wino, które najlepiej  eksponują znak firmowy Knolla, jakim jest połączenie gibkości i masy. Pomimo 14,5% alkoholu i wysokiego ekstraktu nie ma tu nic, co mogłoby zmęczyć, a zniuansowanie i mineralność pozwalają długo cieszyć się każdym łykiem. 

Po takich emocjach żegnam się z Emmerichem i ruszam do kolejnego winiarza. Mam wrażenie, że wina, których spróbowałem, mają coś wspólnego z koncyliacyjną naturą i towarzyskim wyrobieniem człowieka, którego właśnie poznałem. Tak jak on patrzy na konflikty z przymrużeniem oka i spokojnie łagodzi kanty, tak samo jego wina zdają się gładko łączyć w sobie sprzeczności. Pewnie kiedy spróbuję ich następnym razem, przed oczami stanie mi Emmerich, który majestatycznie przechadza się z psem, jakby pośpiech i problemy tego świata nie miały wstępu do Wachau.

Emmerich Knoll IIIDo Austrii podróżowałem na własny koszt. Degustowałem na zaproszenie producenta.
Przeczytaj także o innych winiarzach Wachau: Peterze Veyder-Malbergu i Franzu Hirtzbergerze.

 

Tagi: , , ,