Śmiech Spiegelberga


10/08/2016

Od domu Istvána Spigelberga do kaplicy św. Małgorzaty jest w linii prostej jest jakieś 1,5 km. Ale żeby dostać się tam samochodem potrzeba ok. 7 minut. I to przy niezłej prędkości.

Na szczęście za kierownicą siedzi István. Połyka wąskie zakręty jakby miał pewność, że nic nie jedzie z naprzeciwka i jakby jeździł tamtędy parę razy dziennie z zasłoniętymi oczami. Uśmiecha się przy tym w niepokojący sposób. Mówi, że zanim został winiarzem, był kierowcą testowym BMW.

Spotkanie pod św. Iloną

Kilkanaście minut wcześniej pukam do drzwi jego domu położonego pod kaplicą św. Ilony. Odpowiada mi szczekający pies. István, a właściwie Stephan, pojawia się na tarasie dopiero po jakimś czasie. Patrzy na mnie z góry pytająco, jakbyśmy wcale nie byli umówieni. Upewniam się, że na pewno jest 13:00, a on odpowiada tym dziwnym, sarkastycznym uśmiechem, do którego zdążę się jeszcze przyzwyczaić. Po jakimś czasie schodzi z żoną i przedstawia mi ją. Ja przedstawiam mu swoją. On kłania się szarmancko i mówi: “Steven Spielberg”, a ja już wiem, że to nie będzie zwykłe spotkanie.

Szent Ilona SomloStephan Spiegelberg, zanim został Istvanem, urodził się i wychował w Berlinie. Tam był m.in. oświetleniowcem w teatrze. Somló znał dzięki swojej babci, która mieszkała na wulkanie. Jego rodzice przenieśli tam na początku lat 90-ych. On sam nie zagrzał tam wówczas miejsca. Wrócił do Niemiec, do Monachium, gdzie przez 8 lat próbował swoich sił za kierownicą testowych bmw. Na Somló przeniósł się dopiero 10 lat temu. Winiarskie szlify zbierał na początku u samego Béli Fekete, co jest o tyle dziwne, że ostatecznie wybrał kompletnie inną stylistykę

Dzisiaj ma dwa hektary ziemi, na których uprawia organicznie (“prawie biodynamicznie”, jak sam mówi) juhfarka, olasza, furminta i hárslevelű. Jego wina osiągają wysokie jak na Somló ceny, ale też udaje mu się robić sporą jak na realia regionu międzynarodową karierę. Wines and Spirits wybrało go dwa lata temu do czołowej setki najciekawszych producentów na świecie. Jego wina sprowadza też parę dobrych restauracji ze Stanów.

Terroir ma czas

Kiedy docieramy pod kaplicę św. Małgorzaty, wita nas widok roznegliżowanych robotników, którzy powoli (o ile pogoda i chęci pozwalają) przekształcają małe gospodarstwo należące do Spiegelberga w kawiarnię i wine bar. Będzie to miejsce, jakiego brakuje dzisiaj w Somló. Takie, gdzie można coś przekąsić, napić się wina i pogapić na piękne widoki. Jak widać, István ma też smykałkę biznesu. Na działce, gdzie trwają prace, pod samą kaplicą, znajduje się niewielka, ponad trzystuletnia piwniczka.

Spiegelberg PinceZaczynamy degustację od lekkiego, czystego Juhfarka 2013 z wybijającym się aromatem jabłka. Bardziej ciekawe niż to, co jest w tym winie, wydaje mi się jednak to, czego w nim nie ma – typowej szomlońskiej ognistości i mineralności. Nawet jeśli pojawia się w kieliszku, to nie w takim stężeniu jak u innych winiarzy. Pytam Istvána, jak to możliwe, a on uśmiecha się znowu i mówi, że terroir ma czas i że ujawni się za parę lat. Na tym polega jego siła i nie ma potrzeby spieszyć się z jego ekspresją. Wina Fekete, jak mówi, są piękne za młodu, ale później nie wypadają już tak dobrze.

Na potwierdzenie tej teorii próbujemy starszych juhfarków. W roczniku 2012 pojawia się już charakterystyczna siarczysta mineralność. Jest też więcej dojrzałych aromatów spod znaku suszonych owoców. Rocznik 2011 z kolei ma bardziej delikatny aromat, mniej w nim owocu i koncentracji, za to ognistość panuje już niepodzielnie.

Spiegelberg Wedding NightSpośród innych win Spiegelberga szczególnie smakowało mi mocno wytrawne, kamienne Hárslevelű 2013 z migdałowym akcentem i – przede wszystkim – Nászéjszakák Bora 2013. To drugie wino to field blend. Pochodzi z gron hárslevelű, juhfarka i furminta, które rosną razem, razem są zbierane i razem fermentują (wbrew pozorom to takie kupaże, a nie odmianowe juhfarki mają pod wulkanem najdłuższą tradycję). Aromat lipy, kwiatów, skórki pomarańczowej i krystaliczna czystość dają wyjątkowe wino, które pięknie się dłuży. Nazwa “Nászéjszakák Bora” (Wino Nocy Poślubnej) wzięła się oczywiście z dawnego przekonania, że szomlońskie wina pite w czasie wesela gwarantują męskiego potomka. István podkreśla, że jako jedyny ma prawo do posługiwania się tą nazwą.

Spiegelber OlaszBardziej ortodoksyjnym fanom Somló spodoba się na pewno smaczny Olaszrizling 2013 z gruszkowo-mineralnym aromatem. Tutaj wulkaniczność nie każe na siebie czekać, jest też trochę więcej cukru resztkowego i ciała.

Kontrasty

Kiedy pytam Spiegelberga, jak udał się rocznik 2015, uśmiecha się jeszcze szerzej, niż wtedy, kiedy pytałem o mineralność, jakby chciał powiedzieć: “A któż to raczy wiedzieć!”. Widząc moje pytające spojrzenie, mówi, że wartość rocznika ujawnia się z czasem, podobnie jak siedlisko. Widać, że wolałby rozmawiać o winach z perspektywy nie roku, a dekady, a być może i wieczności.

Ta cierpliwość, czy raczej filozoficzna nieufność wobec pochopnych wniosków, kontrastuje trochę z nowoczesnym, czystym i wytrawnym stylem jego win. Zresztą, w przypadku Spiegelberga kontrastów jest więcej. Przekora z jednej strony i szarmanckość z drugiej. Wizerunek zwariowanego, butikowego naturalisty i przemyślana strategia marketingowa. Humor i powaga. Skromność i najwyższe ceny w regionie. Może właśnie także dzięki tym sprzecznościom udało mu się tak szybko zbudować renomę jednego z najlepszych winiarzy młodego (jak na szomlońskie standardy) pokolenia.

O Istvánie i jego winach możecie też przeczytać na blogu blogu Tomasza Prange-Barczyńskiego.

Do Somló podróżowałem na własny koszt. Degustowałem na zaproszenie producenta.

Tagi: , , , , , ,