Słodkie pożegnanie z bouvier
27/02/2014
Jak Polska długa i szeroka, tłusty czwartek domaga się słodyczy. W przypadku tego wina będzie szczególnie wskazana, bo osłodzi powolne odchodzenie w niepamięć szczepu, z którego powstało. Większość pewnie nie zapłacze po bouvier, ale jego słodkie wydanie z Burgenlandu jest godnym pożegnaniem z kategorią Beerenauslese.
Trudno zaufać odmianie, która ma raptem sto lat. Ale jeszcze trudniej takiej, z której praktycznie nie produkuje się win odmianowych, a jej przeznaczeniem jest głównie talerz na owoce. Taki właśnie jest bouvier, który narodził się na początku zeszłego stulecia na terytorium dzisiejszej Słowenii i może co najwyżej poszczycić się tym, że wśród antenatów ma pinot blanc.
Niska kwasowość i brak szczególnych zalet aromatycznych sprawił, że bouvier służył głównie jako dodatek do kupaży, ale ostatnio nawet ta jego rola została ograniczona. Na szczęście dla niego słodkie wina z jego gron dotkniętych szlachetną pleśnią mają niezły potencjał starzenia i gdzieniegdzie możemy jeszcze znaleźć bouvier zabutelkowany ponad dekadę temu. Ba, można znaleźć jeszcze wina powstałe w całości z tego szczepu.
Jeśli się uda, to prawie na pewno będzie z Burgenlandu, który słynie ze słodkich, botrytyzowanych win. Ciepły klimat i wilgoć okolic jeziora Nezyderskiego sprawia, że szlachetna pleśń radzi tu sobie wyjątkowo dobrze.
Na ostatnich przecenach w Almie udało mi się wytropić Bouvier Beerenauslese 2002 od austriackiego producenta Muenzenrieder z Burgenlandu. Muenzenrieder zaniechał po tym roczniku jego produkcji, zresztą znaleźć choćby podobne wino z późniejszych roczników nie jest łatwe. Ale właśnie dlatego towarzyszy jego piciu jakaś dodatkowa, archeologiczna, by tak rzec, przyjemność.
Zresztą okazało się, że łabędzi śpiew bouvier sam w sobie brzmi bardzo przyjemnie. Nos nie jest tak bogaty w aromaty jak u niektórych niemieckich lub węgierskich sąsiadów, ale mamy tu dojrzałe morele, miód, figi i nuty wędzonych owoców. Na podniebieniu przyzwoity balans (choć kwasowość nieco już chyba przygasła). Jest także przyjemny, choć prosty finisz. No ale to w końcu tylko bouvier. Spieszmy się go pić, zanim przyjdzie nam już tylko jeść go na wakacjach w Austrii. Do pączka, do niebieskich serów, do sentymentalnych książek o rozstaniach.