Riesling z zamku Johannisberg


19/02/2014

Dla fanów historii Schloss Johannisberg to miejsce, które na niewielkim wzniesieniu nad Renem było świadkiem wzlotów i upadków możnych tego świata. Dla fanów dobrych smaków to po prostu marka cenionych rieslingów. Ale kto powiedział, że jedno nie łączy się z drugim? Dobre wino domaga się czasem pogrzebania w jego historii, a dobra historia – kieliszka rieslinga.

Kiedy w 1992 r. zmarł książe Paul von Metternich, jego żona Tatiana (z domu Wasilczikow) odkryła nagle, że wiekowy małżonek większość majątku przepisał swojej kochance. Nie miała innego wyjścia jak sprzedać nadreński zamek Johannisberg wraz z winnicą potężnej rodzinie Oetkerów (tak, tych od proszku do pieczenia). Sobie pozostawiła jedynie prawo do zamieszkiwania tam do śmierci.

Jeśli wierzyć średniowiecznym fakturom, winnica działała od co najmniej 817 r. Podobno tutaj, w XVIII w. powstało pierwsze Spätlese; wedle legendy powodem było spóźnienie wysłannika biskupa Fuldy, który ogłaszał zbiory. Na początku XIX w. winnicę przywłaszczył sobie Napoleon. Ale 1815 rok oznaczał nie tylko zmianę warty w Europie, ale także w zamku Johannisberg. W jednym i drugim przypadku główny beneficjent był ten sam – książę Klemens Lothar von Metternich, który dostaje posiadłość od cesarza Austrii w podzięce za polityczną zręczność.

Półtora wieku później jego prawnuk Paul z piękną żoną Tatianą odbudowują zamek po zniszczeniach wojennych. Miejsce staje się nie tylko nieźle prosperującą winnicą z pierwszorzędnymi parcelami, ale i znanym w Nadrenii centrum kultury. Jednak skłonność księcia do skoków w bok przy jednoczesnej powściągliwości prokreacyjnej sprawiają, że metternichowski ancien régime dobiega końca także w Johannisbergu.

Schloss Johannisberg

Zamek Johannisberg i Ren © Riesling.de

Oczywiście nie miałem o tym wszystkim zielonego pojęcia, kiedy kupiłem Riesling Trocken Gelblack 2012 z tej  posiadłości. Sięgając po tę butelkę na lotnisku w Monachium myślałem raczej o tym, by zdążyć na kolejny samolot. Nie znałem tej historii także, kiedy ją otwierałem. Ale już po pierwszym łyku wino dopomniało się o dodatkowe zainteresowanie.

Poczęstowało mnie po książęcu brzoskwinią, cytrusami, nutami mineralnymi oraz odrobiną nafty. W ustach rześkość, koncentracja, świetny balans i długi finisz. Nie wiem, czy zmiana właściciela wpłynęła na jakość win spod znaku Johannisberg, ale dla mnie ten Gelblack z miejsca stał się wzorcowym podstawowym rieslingiem ze średniej półki cenowej (ok. 15 euro).