Pępkowe z cavą
28/01/2016
Świętowanie narodzin potomka przy alkoholu jest mocno zakorzenione w naszej kulturze. W Polsce rzadko służy do tego wino, a już z pewnością nie cava. A przecież mało co nadaje się na tę okazję tak, jak dobre, hiszpańskie bąble.
Utkwił mi w głowie opublikowany przed laty wywiad z Agatą Bielik-Robson, w którym filozofka konfrontuje polskich i angielskich mężczyzn. Ci polscy są według niej zanurzeni po uszy w kulturze swoiście zfeminizowanej. Przy stole np. rozmowa nie klei im się, jeśli w pobliżu nie ma płci przeciwnej. Tymczasem Anglicy – synowie kultury żeglarskiej – doskonale czują się w swoim towarzystwie, czego wyrazem ich częste i długie przesiadywanie w pubach.
Być może coś w tym jest, ale jest też w Polsce pewien stary zwyczaj, który gromadzi przy stole tylko mężczyzn. To pępkowe, które ma u nas znacznie dłuższą tradycję niż zaimportowane wieczory kawalerskie. Od razu dodajmy jednak uczciwie, że pępkowe to zwyczaj typowo męski w sposób trochę wymuszony. Kobieta zaraz po porodzie spędza czas w szpitalu, więc mężczyzna jest trochę skazany na kumpli. Rozmowy też nie są jego konieczną częścią składową; jest nim, jak wiadomo cel, który nieodmiennie przyświeca męskim spotkaniom nad Wisłą, czyli nawalenie się do nieprzytomności. Wreszcie sam fakt, że ten zwyczaj budzi coraz większe kontrowersje, też może potwierdzać diagnozę Bielik-Robson.
Właśnie urodziła mi się córka i przyszła pora na mnie. Wybrałem dość nietypowy scenariusz i zamiast wyrobów spirytusowych wyciągnąłem parę dobrych win. Na pierwszy ogień poszła cava – Mestres Visol Brut Nature Gran Reserva 2010.
Mestres to prawdziwa esktraklasa katalońskich bąbli. Wina tego producenta już w 1928 r., jako pierwsze i na długo przed powstaniem apelacji, zawierały w nazwie słowo “cava”. Za sprawą El Catador właśnie pojawiły się w Polsce.
Wojtek Bońkowski napisał o tej cavie, że nie ma za wiele aromatu. Mnie (może przez wzgląd na okoliczności) aromat wydał się całkiem intensywny (kwiaty, miód gryczany, migdały, chleb). W ustach znalazłem sporo materii, ale kulturalnie utrzymanej w pionie. Jeśli coś się tu rozłazi, to czas, w którym smak utrzymuje się w ustach.
Oczywiście na tej butelce świętowanie się nie skończyło. Opiszę na pewno jeszcze parę innych win, które wylądowały w kieliszkach. Tymczasem zachęcam wszystkich młodych ojców do świętowania tej chwili dobrymi musiakami. Jeśli wybierzemy model tradycyjny – niewiele z tego świętowania zapamiętamy. Jeśli, przeciwnie, postawimy na wstrzemięźliwość i praktyczny wymiar przygotowania do ojcostwa, stłumimy w sobie piękny odruch celebrowania ważnych wydarzeń. Pijmy więc cavę, najlepiej więcej niż Anglicy.
Flaszkę, jak zwyczaj nakazuje, stawiał świeżo upieczony ojciec.