Niejednemu Bułgarowi Melnik
31/05/2016
Jednym z win, które jako pierwsze odcisnęły piętno na mojej winnej edukacji, była Sophia Melnik. Pamiętam, że doskonale komponowała się z pizzą i filmami na diviksie.
Nie zostały mi z tamtych czasów żadne notatki degustacyjne, w pamięci utkwiła za to niezwykła zdolność tego wina do szybkiego znikania z kieliszka (lub ze szklanki). Z jakiegoś powodu nie wnikałem wówczas w zawiłości ampelograficzne bułgarskiej odmiany. A raczej odmian.
Nie wnikałbym pewnie do dzisiaj, gdybym nie natknął się ostatnio przy Lipowej 6F (jeden z moich ulubionych adresów w Krakowie) na Orbelus Melnik 2013, kupaż melnika 55 (85%) z dodatkiem grenache i petit verdot. Dwie piątki w nazwie głównego składnika pojawiają się nieprzypadkowo. Melnik 55 to nic innego jak melniszka ranna, czyli wczesny melnik. Powstała w latach sześćdziesiątych ze skrzyżowania zapomnianej, langwedockiej odmiany valdiguié i szczepu sziroka melniszka. Ta ostatnia znana jest w świecie po prostu jako melnik.
Jej popularna nazwa pochodzi od miasta Melnik niedaleko greckiej granicy. Dojrzewa później niż jego potomek i charakteryzuje się większymi liśćmi. Jakby melników było mało, jest jeszcze melnik 82, który ma tych samych rodziców co 55. Który z tej trójki lądował w Sophii – nie wiadomo.
Jeśli nawet znany i ceniony producent nie zadaje sobie trudu, by wskazać na etykiecie konkretnego melnika, ciężko oczekiwać tego od bułgarskiej przemysłówki. Zresztą wino Orbelusa broni się nie etykietą, ale fantastycznym owocem. Organiczne, niefiltrowane, tylko w części dojrzewało w dębie. Pachnie jagodami, malinami, skórą i tytoniem. Prawdziwa frajda czeka jednak w ustach, soczystych, z wyraźną kwasowością i akcentem czekoladowym. Do głowy przychodzi Rodan, ale w bardziej radosnym, słowiańskim wydaniu.
Wino kupiłem w Krakó Slow Wines za ok. 70 zł.