6 powodów sukcesu spätburgundera
30/06/2015
Niemiecki pinot noir? Jeszcze nie tak dawno niektórym krytykom wydawał się groteskowy i słodki. Ale w ciągu ostatnich dziesięcioleci wyszedł z cienia rieslinga i pokazał, że godnej konkurencji dla burgundów nie trzeba szukać na Antypodach.
Źródeł tego sukcesu jest wiele. Oto niektóre z tych najważniejszych.
Efekt skali. Wiedzieliście, że Niemczech łączny areał upraw pinot noir jest większy niż w Nowej Zelandii i Australii razem wziętych? Sama Badenia produkuje więcej pinotów niż Nowa Zelandia. Niemcy wyprzedzają na tej liście jedynie Francja i USA. Areał pinota u naszych zachodnich sąsiadów podwoił się pomiędzy 1990 a 2005 r. Od tego czasu ustabilizował się mniej więcej na poziomie 12 tys. hektarów, co czyni ze spätburgundera trzecią najchętniej uprawianą tam odmianą. Jeśli wziąć pod uwagę malejący areał müller-thurgau, w perspektywie kilku lat nasz bohater może awansować o oczko wyżej.
Zmiana optyki. Zanim nadeszły lata dziewięćdziesiąte, Niemcy nie przykładali do jakości pinota takiej wagi jak do rieslinga. Królowały wysokoplenne i odporne klony zwane “standardowymi”. W końcu jednak niemieccy naukowcy wyselekcjonowali takie, które połączyły niemieckie cnoty jakości i niezawodności. Takie nazwy jak 20-13 Gm czy FR 1801 nie brzmiały sexy, ale okazały się kryć za nimi klony o mniejszych gronach i większym potencjale. Do tego doszły jeszcze: rosnącą popularność klonów burgundzkich, większą wiedza winiarzy, ograniczenie wydajności i wysyp win terroirystycznych.
Wytrawna rewolucja. W odwieczny wydawałoby się romans Niemców i cukru zaczęły w mniej więcej tym samym czasie wkradać się niesnaski. Pierwszą ofiarą tego ochłodzenia padł riesling, którego wytrawna wersja zyskała na popularności i renomie. Niemiecki konsument polubił wytrawne białe wina, nic więc dziwnego, że chwilę później polubił także wina czerwone, które z cukrem z reguły są na bakier. Na początku tej drogi wiele niemieckich pinotów szaptalizowano (dosładzano), ale i ten etap Niemcy mają już za sobą.
Ocieplenie klimatu. Być może nie byłoby tego sukcesu, czy cudu niemieckiego pinota, jak niektórzy nazywają to zjawisko, gdyby nie zmiany klimatyczne. Jeśli spojrzymy na mapę, okaże się, że Vosne i południowy skrawek Badenii leżą na bardzo zbliżonej szerokości geograficznej. Nic dziwnego, że kiedy średnia temperatura w Niemczech podskoczyła o 1,4 stopnia, burgundzka odmiana była tą, która najszybciej złapała wiatr w żagle.
Stosunek jakości do ceny. Ostatnio w monachijskiej enotece sprzedawca starał się przekonać mnie, że jeden ze spätburgunderów Paula Fürsta, kosztujący ok. 100 euro, to wino bardzo tanie. Argumentował to tym, że w degustacjach w ciemno dorównuje czołowym burgundom, które potrafią kosztować nawet dwa razy więcej. Nawet jeśli weźmiemy tę wypowiedź za sprzedażową retorykę, nie zmieni to faktu, że najsłynniejsi krytycy winiarscy widzą już w niektórych spätburgunderach równorzędną, a jednocześnie tańszą alternatywę dla Burgundii. Dla równowagi warto przypomnieć, że Parkerowi zdarzyło się kiedyś nazwać niemieckiego pinota “groteskowym i okropnym”.
Różnorodność. Niemcom pomaga także bardzo duży rozstrzał stylistyczny ich pinotów. Po części wynika to z różnorodności gleby, na której rośnie ta odmiana, znacznie większej niż we Francji. Pinot radzi sobie za Odrą nie tylko na podłożu wapiennym, ale także na lessie, skale wulkanicznej, łupku i piaskowcu. Niektórzy producenci trzymają się wzorca burgundzkiego, inni przywiązali się do wybujałego owocu, a jeszcze inni z powodzeniem poszukują własnego stylu. Niektórzy przykuli się do dębu, inni dawno z niego zrezygnowali.
W najbliższym czasie zamierzam o tej różnorodności napisać trochę więcej. Na początek spätburgunder od najlepszego według wielu speca od tej odmiany w Palatynacie – Friedricha Beckera. Bardziej wnikliwi powiedzieliby, że to już nie Palatynat, tylko Alzacja. Okazuje się bowiem, że większość parceli producenta znajduje się po francuskiej stronie granicy za sprawą podpisanej po wojnie umowy międzypaństwowej o wymianie działek na wodę.
Friedrich Becker Spätburgunder „B“ 2011 francuskich pinotów jednak nie przypomina. Jest tu spory ekstrakt, wyraźny aromat dębu, wysoki alkohol (13,5%), słowem nic co brzmiałoby zachęcająco dla miłośników francuskiej elegancji. A jednak ten zawiesisty sos dobrze rozumie się z delikatnym spodem – uwodzącymi nutami czereśni, truskawek i lasu, wypolerowanym garbnikiem i precyzyjnie wyważoną kwasowością. Wszystko razem powinno spodobać się jednocześnie fanom nowoświatowej stylistyki, Bobowi Parkerowi i europocentrykom. Tylko fani burgundzkiej ascetyczności i mineralności mogą być zawiedzeni.
Podstawowego pinota Beckera sprowadza do Polski Winny Garaż. Pisał o nim Nasz Świat Win. Opcję “B” kupiłem w Niemczech (16 euro).