Grand Cru u Mielżyńskiego: Valserrano


29/06/2016

Największą wartością Grand Cru u Mielżyńskiego są nie same wina, ale ich twórcy. Gdyby media plotkarskie zamiast o aktorach pisały o winiarzach (zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak nie jest) w Warszawie i Poznaniu trzeba by rozwinąć czerwone dywany i ustawić ścianki.

Tu uśmiecha się oblegana przez tłumy Theresa Breuer. Tam Alberto Cordero di Montezemolo elektryzuje poważnym spojrzeniem otaczający go wianuszek fanów (głównie pań). Parę metrów dalej energicznie gestykuluje Rémi Edange z Domaine de Chevalier, a nieco na uboczu na chętnych do wdania się w długie dyskusje czeka Berthold Salomon…

Chateau KirwanGdyby winiarze byli celebrytami, media miałyby na Grand Cru używanie. Coś mi się jednak wydaje, że nawet wtedy reporterzy nie oblegaliby Pablo de Simóna z Bodegas y Viñedos de la Marquesa Valserrano, który stał w zeszły piątek w trzydziestostopniowym upale, czekając na gości bardziej zainteresowanych rieslingami niż jego reservami. W czasach, kiedy rodziny arystokratów mniej zajmują prasę plotkarską niż siostry Kardashian, Pablo trafiałby pewnie na ostatnie strony kolorowych magazynów.

Dawniej byłoby o czym pisać. Pablo należy do piątego pokolenia właścicieli Bodegas de la Marquesa w Rioja Alavesa. Fundatorem winnicy był markiz Francisco Javier Solano y Eulate, który pod koniec XIX w. do spółki z bordoskim winiarzem, niejakim Jeanem Pineau Fourteau, zaczął nad Ebro robić wina w stylu medokańskim. Po śmierci markiza interes przejęły jego córki – Maria Teresa i Maria Solano (praprababcia Pabla) – radząc sobie wyśmienicie. Jednak w wieku XX bodega podupadła i dopiero ojciec Pabla, Juan Pablo de Simón, wyprowadził ją na prostą.

Valserrano Finca MonteviejoDzisiaj dysponuje 65 hektarami, z których najsłynniejsze tworzą winnicę Monteviejo. Porastają ją krzewy nasadzone w 1948 r., z których powstaje cenione vino de finca – Valserrano Finca Monteviejo 2011 (171 zł). Mnie jednak bardziej posmakowała tańsza Valserrano Reserva 2010 (86,90 zł) ze świetnego rocznika, z nienachalną, zintegrowaną beczką i apetycznym owocem.  

Nie zaprzątałem sobie głowy Valserrano Blanco 2014 (54 zł) i pewnie nie zaprzątałbym sobie do dzisiaj, gdyby nie polecił mi jej Maciek Sokołowski. Jako, że było już po imprezie, kupiłem tę flaszkę i zabrałem ze sobą do Wrocławia. I bardzo dobrze, bo podejrzewam, że w czasie przelotnej degustacji skreśliłbym ją. Tymczasem trzeba dać temu winu trochę czasu, co zauważył już Wojtek Bońkowski.

Valserrano BlancoNie chodzi mi przy tym o samą dekantację, która zapewne  się przyda, ale przede wszystkim reset przyzwyczajeń. Z reguły nie zakochuję się od pierwszego wejrzenia w winie, które bez ostrzeżenia atakuje kokosową beczką. Ale okazuje się, że tutaj, jeśli przedrzeć się przez podwójne Bounty, dociera się nagle do śródziemnomorskiego ogródka, wypełnionego cytrusami i kwiatami. Jeszcze lepiej jest w ustach – poważnych, cielistych, które częstują zaskakującą kwasowością z gatunku tych najbardziej żywych. To właśnie ta kwasowość daje najwięcej frajdy i pokazuje, że czasem w letni wieczór warto pomyśleć o riosze, nawet kiedy obok czeka Theresa Breuer.

Tagi: , , , , ,