Juhfark z leniwego Köveskál


21/08/2016

Wyobraźcie sobie wioskę. Ot, średniego rozmiaru. Ładną, ale bez przesady. W tej wiosce kilkanaście miejscówek – restauracji, wine barów, ogródków, kawiarni, burgerowni i lodziarni. Wszystko w modnym, sielsko-ponowoczesnym stylu, który sprawia, że leniuchujący tu mieszczuch nie będzie miał poczucia trwonienia czasu.

Jakiś czas temu pisałem o Kotlinie Káli, oddalonej o parę kilometrów od Balatonu  i o jakieś 150 km od Budapesztu. Tę drugą odległość podaję nie bez powodu – to właśnie budapesztańska klasa średnia upodobała sobie ten niebrzydki, usiany pagórkami region, nazywany przez niektórych węgierską Toskanią. Ale, jak się okazuje, sława Káli wykracza daleko poza Budapeszt.

Przeczesując niedawno slowfoodowe lokale Köveskál zamiast na Węgrów, natykałem się przede wszystkim na Amerykanów. Przesiadując w modnej restauracji Kővirág, łatwiej usłyszeć angielski niż lokalną mowę. Nie wiem, czy warto tam wpadać aż zza oceanu, ale z Polski – z pewnością. Wiejskie podwórze przekształcone w restauracyjny ogródek robi świetne wrażenie, tak jak bardzo dobre jedzenie z lokalnych produktów. Jeśli jeszcze znajdziecie w karcie chłodnik jagodowy, radzę się nie zastanawiać.

KoviragTamtejsza karta win jest dobrym przewodnikiem po modnych producentach Badacsony i okolic. Nie uświadczy się tam win od nestorów regionu, takich jak Szeremley, tradycjonalistów jak Borbély, czy naturalistów jak Endre Szászi. Są za to wina Villa Tolnay, Gilvesy (pisałem o nim ostatnio), Skizo (pisałem o nim jakiś czas temu), Liszkay czy Laposa.

Można tam znaleźć także flaszki Káli Kövek, którego siedziba i wine bar znajdują się zaraz obok. To też projekt świetnie dopracowany marketingowo – od ładnego, sielskiego ogródka, gdzie można napić się wina, poprzez świetne etykiety, po niezłą dystrybucję nie tylko nad Balatonem.

Najsłynniejszym producentem Köveskál jest jednak Pálffy, o którego furmincie pisałem we wspomnianym tekście o Kotlinie Káli. Ten też ma – a jakże! – świetną restaurację z ogródkiem do leniwego przesiadywania. Polecam tam przede wszystkim pyszny sok z lokalnych gruszek.

Palffy PinceSyn właściciela winnicy podarował mi flaszkę Pálffy Köveskáli Juhfark 2014. Niektórych może dziwić ten szczep nad Balatonem, ale rośnie tam co najmniej od czasów, kiedy w XIX w. lokalni winiarze starali się kopiować cenione field blendy z Somló i Neszmély. Ten 100-procentowy juhfark smakuje zupełnie inaczej niż jego kuzyni z szomlońskiego matecznika – jest treściwy, ale zdecydowanie bardziej cywilizowany, ugładzony, z łagodniejszą mineralnością. Pachnie suszonymi owocami i cytrusami, a w ustach częstuje wyraźnym cukrem resztkowym i niezłą kwasowością. Mnie ten styl nie do końca przekonuje, ale pewnie spodoba się tym, którzy nie zetknęli się dotąd z Somló.

Wyjeżdżając z Káli, zastanawiałem się, dlaczego w Polsce nie mamy swojego Köveskál. Nie mam oczywiście na myśli miejsc związanych z winem, bo na tym polu nie mamy co z Węgrami co konkurować. Ale dlaczego nie ma u nas wioski położonej z dala od metropolii, do której pielgrzymowaliby fani dobrego jedzenia z najdalszych zakątków kraju, a nawet z zagranicy? Takiej, gdzie kulinarne regionalizmy spotykałyby się z przemyślanym marketingiem, a za popularnością nie kroczyłyby cymbergaje, żabki, banki i zapchane parkingi. Są takie fantastyczne projekty jak Polna Zdrój, ale pojedyncze projekty to za mało, by zamienić małą miejscowość w mekkę gastroturystów.

Tagi: , , , , ,