Clairette de Die w Lidlu
13/09/2015
Poznawanie Doliny Rodanu jest dla ludzi interesujących się winem prawdziwą lekcją pokory. Ilość szczepów, apelacji, stylów, bogata historia, zmieniające się nazwy i granice – to wszystko przyprawia o ból głowy.
By ogarnąć Dolinę Rodanu, trzeba by chyba sięgać po tamtejsze wina co najmniej raz w tygodniu i uzupełniać to regularną lekturą, albo mieć poznawczy rozmach i doświadczenie Sławomira Chrzczonowicza.
Kiedy już wydaje ci się, że wiesz o Rodanie co nieco, nagle okazuje się, że znajduje się tam apelacja, która specjalizuje się w półsłodkich winach musujących. W dodatku produkuje się je metodą, która ma dłuższą historię niż metoda tradycyjna. Tamtejsze winnice nierzadko leżą na wysokości ponad 700 m n.p.m., a jakby tego było mało, nie ma tam ani viogniera, ani grenache, a syrah jest jak na lekarstwo.
To dziwna apelacja nazywa się Clairette de Die i leży nieco na uboczu regionu, na wschód od buforu oddzielającego północ od południa Doliny Rodanu. Jest to więc ni pies, ni wydra. Do tego uprawia się tam gamay i pinot noir, a pierwsze skrzypce odgrywają odmiany clairette i prymus wśród muszkatów – muscat blanc a petits grains.
Najbardziej popularne wina apelacji są oznaczone jako Clairette de Die Méthode Ancestrale. Zawierają co najmniej 75% muscat blanc a petits grains i są produkowane metodą, którą czasem nazywa się u nas pradawną. Oznacza to, że rozpoczęły fermentację w kadziach i kontynuowały ją w butelkach bez dodania pomiędzy jednym a drugim etapem cukru i drożdży. Po zabutelkowaniu nie usuwa się już nich osadu. Metoda ta jest też stosowana w Langwedocji i we Włoszech – tak oryginalnie powstawały np. musiaki z Veneto i lambrusco.
Wina Clairette de Die Méthode Ancestrale są z reguły półsłodkie i przypominają moscato d’Astii. Podobnie jak odpowiedniki z Piemontu, mają także niską zawartość alkoholu – ok. 7,5%.
Domaine Guigouret Clairette de Die, które niedawno wróciło do Lidla po paru latach przerwy, ma go jeszcze mniej – 7%. Poza tym pachnie kwiatami, brzoskwinią i grejpfrutem. Kwasowość jest umiarkowana, ale wystarczająco wysoka, by zrównoważyć nienachalną słodycz. Wino jest zwiewne i czyste, a mimo prostoty z pewnością poradziłoby sobie w pojedynku choćby z moscato d’Asti, które jeszcze niedawno zalegało w Biedronce.
Cena nie jest tak niska (27 zł) jak w przypadku konkurenta, ale jeśli ktoś chce pożegnać lato lekkim deserem na bazie owoców, lodów lub orzechów włoskich (lokalny specjał) – może śmiało wybrać to wino na akompaniament.