Wino w Norwegii
23/01/2014
W Norwegii pije się sporo win biodynamicznych. Nie pija się za to win z supermarketów. Nie dlatego, że są słabe; po prostu nie ma ich tam wcale. Można za to spokojnie kupić sobie wino w sieci. Co prawda tylko u jednego dostawcy, ale obejmującego pełną ofertę kraju.
Norwegowie sami narzucili sobie ograniczenie w dostępie do alkoholu. W 1921 r. opowiedzieli się w referendum za monopolem, który trwa do dziś i ma się dobrze. Wszystkie trunki z zawartością alkoholu powyżej 4,75% mogą być sprzedawane tylko w wybranych sklepach państwowej firmy Vinmonopolet. Jeśli ktoś nie zdąży kupić butelki wina w sobotę do godz. 15, będzie pościł aż do poniedziałku.
Brzmi dziwnie? A jednak mało kto narzeka. Kiedy spytasz Norwega lubiącego wino, czy jest za zniesieniem monopolu, odpowie, że nie. Człowiekowi z zewnątrz z trudem przychodzi przeniknięcie rozumem tego fenomenu, ale to działa. W dodatku działa zupełnie przyzwoicie, bo w ciągu dekad monopol przekształcił się w sprawnego i dość wybrednego importera. Wina można dzisiaj kupić w sieci i to z darmową dostawą do domu. W przeciwieństwie do marży naliczanej proporcjonalnie do wyjściowej ceny producenta, narzut Vinmonopolet dotyczy w tej samej mierze wina taniego jak i drogiego. Podobno jest to atrakcyjnie do tego stopnia, że po bardziej wybitne (droższe) etykiety przyjeżdżają tu obcokrajowcy.
Monopolowi zawdzięczamy niezwykle precyzyjne dane dotyczące winnych preferencji Norwegów, które publikuje się tu pieczołowicie, zgodnie z zasadą transparentności. Z danych Vinmonopolet dowiadujemy się, że spośród win czerwonych w najwięcej pije się win włoskich. które w zeszłym roku jeszcze powiększyły przewagę nad drugą w kolejności Hiszpanią, przy czym pierwszych sprzedaje się ponad trzykrotnie więcej niż drugich. Wśród win białych dominują wina niemieckie.
Mało kto wie, że w Norwegii produkuje się nie tylko cydr, ale i najprawdziwsze wino. No, może nie na wielką skalę, ale zawsze to coś. Znajduje się tutaj najbardziej na północ wysunięta winnica na świecie. Nazywa się Lerkakasa i leży w regionie Telemark. Jednak sprzedawcy Vinmonopolet patrzą na mnie z zdziwieniem, kiedy o nie zapytuję.
Nikt nie ma za to wątpliwości ze wskazaniem atrakcji kulinarnych. W Oslo roi się od wielu świetnie zaopatrzonych specjalistycznych sklepów z żywnością, targów i restauracji.
W restauracjach roi się z kolei od niezłych win. Jak można było przypuszczać, w rozkochanej w ekologii Norwegii ceni się szczególnie te biodynamiczne. Najczęściej włoskie, ale nie tylko. Jest wiele miejsc, które specjalizują się tylko w biodynamicznej ofercie. W jednym z nich miałem okazję spróbować parę naprawdę ciekawych pozycji.
Meinklang J11 Juhfark 2011, czyli specjalność Somló w biodynamicznym wcieleniu, fermentująca spontanicznie (naturalne drożdże). Urzeka mineralnością i intensywnym aromatem jabłek i cytrusów. Na podniebieniu krągłe, błogo ektraktywne, a jednocześnie świeże, wręcz słonawe. Chciałoby się mieć dostęp do tego wina w Polsce.
Sebastien Riffault Sancerre “Les Quarterons” 2011 to krzepki sauvignon blanc znad Loary. Nietypowe, utlenione Sancerre, które mogłoby przypaść do gustu największym przeciwnikom win ekologicznych. Pochodzi z późnego zbioru, z trzydziestoletnich krzewów. Przeleżało półtora roku w starej beczce. Bez sztucznych drożdży, bez enzymów. Kontrowersyjne nuty organiczne są wyraźne, ale gubią się pośród kwiatów, migdałów, miodu i mineralności wina. Utlenianie nie zaszkodziło jego głębi.
Montesecondo Rosso Toscana IGT 2011 to lekkie, przyjemne sangiovese (z dodatkiem canaiolo) o eksplodującym aromacie świeżej wiśni i fiołków. Dość soczyste, owocowe, z wyraźnymi taninami, ale nieco płaskie. Wreszcie Carussin Barbera d’Asti “Lia Vi” 2011 z trzydziestoletnich krzewów. W pełni biodynamiczne, bezsiarkowe, niefiltrowane, za to pieprzne, z intensywnym aromatem wiśni i nutą mineralną. Obydwa nie tak ujmujące jak białe, ale idealnie ucieleśniające norweskie preferencje – włoskie, ekologiczne i soczyste.
Vinmonopolet jest uważany za największego na świecie importera win naturalnych. Jeśli jest to efekt jakiejś spójnej, progresywnej polityki, to na pewno udany, bo widać po ofercie restauracji, że ten model wina przypadł do gustu Skandynawom. Jeśli ktoś widziałby w piciu tych win jedynie niszową modę lub ideologię, powinien wpaść do Norwegii, gdzie taka oferta spowszedniała, nie budzi żadnych sensacji, a większości po prostu smakuje.