Utracone nazwisko pinota


7/01/2015

Co łączy pinot noir, pinot grigio i weissburgunder? Więcej niż się spodziewacie. Poznajcie ułamek fascynującej biografii pinotów. A właściwie pinota.

Nazwijcie to jak chcecie, ale grzebanie w historii odmian winorośli sprawia mi wielką frajdę. Fascynują mnie ich bliższe i dalsze koligacje, mezalianse, rodzeństwa i rodzice odnalezieni po latach, tajemnicze białe plamy na drzewie genealogicznym itd. Prawie wszystkie z powikłanych biografii szczepów nie przekraczają kilkaset lat, co czyni je jeszcze bardziej bardziej podobnymi do historii rodzinnych, a przez to bardziej wciągającymi.

Podczytuję właśnie Wine Grapes, najgłośniejszą chyba książkę o winie ostatnich lat, i przecieram oczy ze zdumienia. Okazuje się, że biografowie tzw. “rodziny pinotów” mylili się. Badania DNA dowiodły, że pinot noir, pinot blanc i pinot gris nie należą do tej samej rodziny szczepów; wszystkie one są JEDNYM I TYM SAMYM szczepem. Dawno temu pinot obrodził po prostu w liczne klony i mutacje, jedne były jasne, inne ciemne. Zatem mówienie o rodzinie jest bez sensu, wypadałoby raczej mówić o barwnym i kapryśnym singlu. Dlatego w Wine Grapes, na długiej liście znajdziecie tylko jedną odmianę – “pinota” ogołoconego z nazwiska.

La Favorite Hautes Cotes de BeauneAle to nie jedyny z sekretów pinota. Jako jedną z najstarszych europejskich odmian podejrzewa się go, że może pochodzić od dzikiego podgatunku vinifery, zwanego silvestris. Szczyt winnej elegancji miałby w takim wypadku wywodzić się od oplatającego drzewa podgatunku. Szok. Ale po chwili nasuwa się myśl, że to może właśnie mało nobliwe pochodzenie zapewniło mu tak niespotykany wigor rozrodczy. Dość powiedzieć, że na spółkę z innym jurnym szczepem, goauis blanc, zmajstrowali w średniowieczu kilkadziesiąt znanych odmian, w tym chardonnay i gamay. Do tego pinot okazuje się dziadkiem… syrah. Kolejny szok. Zobaczcie zresztą sami drzewo genealogiczne.

Po czymś takim smakowanie pinota i jego potomstwa to już nie to samo. Szczególnie jeśli w grę wchodzi duży rozstrzał geograficzny i stylistyczny degustowanych win. Spróbowałem ostatnio dwóch pinot noir (genetyka genetyką, ale bez “pinot noir” żyć się nie da), do tego gamay i morawskiego św. Wawrzyńca o wątpliwym rodowodzie.

Najlepsze na początek – Henri Badoux Aigle Les Murailles Rouge 2013, a więc kultowa jaszczurka ze szwajcarskiego Chablais w nowej, czerwonej odsłonie (o jej starszym, białej siostrze już pisałem). To wino po prostu pyszne, pachnące poziomką, wiśnią i czerwoną pomarańczą, kremowe, treściwe, ze smacznym finiszem spod znaku gorzkiej, czerwonej pomarańczy.

Zgoła odmienne wrażenie zrobiło na mnie La Favorite Hautes Côtes De Beaune 2013, za którym ukrywa się producent Pasquier Desvignes. Kupiłem je w czeskim Lidlu – w tamtejszej ofercie świątecznej Burgundia także przegrywa liczebnie z Bordeaux i Alzacją. I podobnie jak u nas nie porywa. Ani powściągliwym aromatem malin, wiśni i ściółki, ani wysoką kwasowością i płaskim smakiem.

Geoffroy MorgonNieco lepiej wypadł  sędziwy już potomek pinota, gamay w wydaniu niejakiego Vincenta Geoffroy’a z Beaujolais. Jego Morgon Côte de Py Vieilles Vignes 2010 kupiłem w niedawno otwartym sklepie Wine Not. Okazuje się, mimo posuniętego wieku wciąż żyje, częstując aromatem wiśni, podmokłej ziemi i fiołków. Usta witają przyjemną, lekką kwasowością, niezłą koncentracją i akcentami czekolady, a żegnają gorzko i z poczuciem nasycenia. Chętnie kupiłbym kolejną butelkę, gdyby nie cena – 69 zł.

Na koniec potomek wydziedziczony, wygnany z rodziny: st. laurent. To odmiana, w której do niedawna wielu widziało latorośl pinota, tak za sprawą podobnego aromatu, jak i badań genetycznych. Ale w Wine Grapes José Vouillamoz rozprawia się z tym poglądem, twierdząc, że jego profil genetyczny znacząco różni się od burgundczyka i przypisuje mu austriackie pochodzenie. Jak by nie było, odmiana coraz śmielej poczyna sobie w wielu krajach, w tym w Czechach, gdzie nosi wdzięczną nazwę svatovavřinecké (przedrostek “svato” czyli “święto” wrócił do niej po okresie komunizmu).

U Dvou Lip SvatovavrineckeWina morawskiego producenta U Dvou lip są u nas dostępne w Salonie Win Karpackich. Pisała już o nich Winicjatywa, pisał obszernie Blurppp. Mnie udało się w Czechach wygrzebać ich Svatovavřinecké 2012, które w Polsce jest niedostępne. Czuć w nim wiśnie, fiołki,  truskawki z kompotu i wybijającą się ziemistość, która na szczęście słabnie wraz z dekantacją. W ustach jest ekstraktywne i pomimo surowej kwasowości, smaczne. Zdecydowanie zyskuje z jedzeniem, szczególnie wędlinami. No, i faktycznie przypomina pinota, choć raczej w nieokrzesanym wydaniu.

Kto wie, może miałoby sens degustować wina z różnych odmian zgodnie z kolejnością ich chronologicznego pojawienia się na ziemi? Można by wtedy prześledzić, jak pewne cechy ewoluowały przechodząc na kolejne odmiany. Boję się tylko, że już samo przebrnięcie przez etap pinota, jego mutacji i  potomków, byłby dla wielu przeszkodą nie do przeskoczenia. No, chyba że wszystkie wina trzymałyby poziom Aigle Les Murailles.

Tagi: , , , ,