Trzy skradzione burgundy i riesling


20/08/2015

W tym miesiącu mija 80 lat od śmierci Tomasza Manna. Nie chcąc popaść w rocznicowy ton, przytoczę za jego biografem krótką anegdotkę o lekkim zabarwieniu kryminalnym.

Pewnego dnia w domu Mannów w Monachium zginęły trzy ulubione burgundy pisarza. Znalazły się niespodziewanie w pokoju niani, zwanej przez domowników Affą. Ta jednak ani myślała przyznać się do kradzieży, tylko – wspinając się na wyżyny elokwencji – zrobiła Mannowi awanturę, że ten chce jej odebrać ostatnie trzy burgundy, które zostały jej w spadku po zmarłym bracie. A przecież on, Mann – Prusak, bufon i wyzyskiwacz – ma piwnicę pełną szampanów! By dodać swoim wyrzutom autentyczności, rzuciła się na szanowanego syna patrycjuszowskiego rodu z pięściami. Ten ostatecznie, dostrzegając w głosie niani krzyk wyzyskiwanej klasy, pogodził się ze stratą ukochanych win.

Tomasz-Mann-u-Fukiera1

Tomasz Mann u Fukiera, Narodowe Archiwum Cyfrowe

Mann, jak wiadomo, wino pijał chętnie, choć z umiarem (tak jak czytał Dostojewskiego), znał się na nim i przyprawiał nim swoje powieści. Kiedy jedyny raz odwiedził Polskę, nasz PEN Club podjął go oczywiście u Fukiera. Zastanawia jednak, czemu nie powstała jeszcze monografia o winnych akcentach w jego życiu i pisarstwie. Jego postać ciągle rozpala emocje, czego przykładem jest seria artykułów, która przewinęła się ostatnio się przez media, także w Polsce. Ale nikogo nie interesuje wino.

A przecież przelewa się już Buddenbrookach, w tym riesling do karpia w maśle. Zaskakująco (a może nie) dużo jest go także w Śmierci w Wenecji. W Doktorze Faustusie pije się wina z Lacjum, Palatynatu, Mozeli, a nawet Tyrolu. W Wybrańcu wino tryska z fontann, delektują się nim także bohaterowie opowiadań. Nawet Hans Castorp, który częściej wzdycha do porteru niż do wina, potrafi dobrze ocenić nieodpowiednią temperaturę butelki Gruaud Larose podanej do zupy szparagowej, faszerowanych pomidorów i pieczeni.

Ktoś powie, że w obrazie późnomieszczańskiego świata nie mogło wina, jako istotnego składnika kultury, zabraknąć. Ale wydaje się, że u Manna ma nie tylko rolę dekoracyjną. Oczywiście nie jest tak wymowne jak książki, czy motywy muzyczne, pojawiające się w jego powieściach, ale z pewnością doprecyzowuje charaktery pijących bohaterów. W tak ważnej dla Manna geografii duchowej ma także funkcję akcentowania postaw duchowych. Nie dziwi np., że Goethe w Lotcie w Weimarze popija czerwone wino z Włoch. Swoją drogą, jeśli Mann wspomina gdzieś kolor wina, jest to z reguły czerwone.

Pełnokrwistym bohaterem wino staje się jednak dopiero w późnej powieści Wyznania Hohsztaplera Feliksa Krulla (dlaczego tej mistrzowskiej książki nie wznawia się u nas?). Ojciec głównego bohatera jest winiarzem z okolic Moguncji. Produkuje sekt o nazwie Lorley Extra Cuvée, który w pełnej dekoracji butelce skrywa dość podły trunek. Interes nie idzie, a po czasie Feliks zmuszony jest rozpocząć wędrówkę. Estetyzm ojca i wino łączące piękną formę z marną zawartością są tu w pewnym sensie prefiguracją losów Feliksa.

Co ciekawe, żaden niemiecki winiarz nie skorzystał, o ile mi wiadomo, z tej kopalni winnych akcentów. Żaden sekt nie nazywa się Felix Krull. A przecież są pisarze mniej znani, którzy zadomowili się na niemieckich etykietach. Weźmy takiego Carla Zuckmayera. Nie słyszeliście o nim? Ja też wcześniej nie słyszałem. W każdym razie ów Zuckmayer doczekał się rieslinga renomowanego producenta z Hesji Nadreńskiej Weingut Gunderloch. Wszystko dlatego, że tę właśnie winnicę uczynił miejscem komedii Fröhliche Weinberg (Wesoła Winnica). Sam zresztą pochodził z Nackenheim, gdzie mieści się Gunderloch.

Gunderloch RieslingObecny właściciel, Johannes Hasselbach, o Zuckmayerze nie zapomniał i nazwał jeden ze swoich rieslingów Als wär’s ein Stück von mir (Jakby to był to kawałek mnie) czyli dokładnie tak, jak swoją autobiografię zatytułował mało znany dramaturg. Biorąc pod uwagę terroirystyczne nastawienie Hasselbachów, można przypuszczać, że na etykiecie przemawia nie tylko Zuckmayer, ale i doskonała ziemia, która wydała to wino. 

Aromat Gunderloch Riesling “Als Wär’s Ein Stück Von Mir” 2013 ewoluuje od nut grejpfrutowych do dojrzałej moreli. Jest w nim też kreda i delikatny akcent naftowy. Usta się treściwe, sprężyste, z nienachalną kwasowością, mineralnym tłem i żywym owocem. Pije się je z wielką przyjemnością, wartą wydania 65 zł.

Nie są to trzy wybitne burgundy, które wypadałoby wypić na okoliczność Mannowskiej rocznicy, ale też czasy “wyzyskiwaczy”, ich zapchanych piwniczek i zbyt zimnych Gruaud-Larose dobiegły końca.

Wino kupiłem w poznańskim Foodwine. Więcej o winnicy Gunderloch przeczytacie tutaj.

Tagi: , , , ,