Szent György-hegyi na kanadyjską miarę
16/08/2016
Kiedy pisze się o Wzgórzu św. Jerzego (Szent György-hegyi), ciężko nie zacząć od Béli Hamvasa. A właściwie od jednego akapitu, w którym porównuje wina Badacsony z tymi z Szent György-hegyi.
Jedne i drugie są według niego “wielkie” i “męskie”, ale te pierwsze przypominają “światowej sławy artystę”, a drugie “artystę zamkniętego w wieży, a mimo to uzyskującego jeszcze większą sławę”. Badacsony jest wielkie “na miarę olimpijską”, ale Szentgyörgyhegyi – “na miarę chińską, zwaną mądrością tao”. Jest w tym rozróżnieniu dwóch nieodległych wzgórz patos, który tylko w ustach Hamvasa, mógł zabrzmieć lekko i zabawnie, nie tracąc pretensji do wyrażenia prawdy. Na tym polega wielkość Filozofii Wina.
Już za czasów Hamavasa wina z Badacsony cieszyły się większą sławą niż “kontemplacyjne” wina ze Wzgórza św. Jerzego, ale ciekawe jest samo to, że autor zestawia i traktuje je równorzędnie. To może dziwić szczególnie dzisiaj, kiedy Szent György-hegyi wchodzi w skład regionu Badacsony i mało kto zastanawia się nad jego intelektualną wyższością nad bardziej znanym sąsiadem.
Sam wpadłem tam tylko przelotnie. Wjeżdżając krętą drogą na wzgórze od strony Hegymagas dotarłem do barokowej kaplicy, z której rozpościera się piękny widok na okoliczne wzniesienia i Balaton.
Kaplica nazywa się swojsko – Lengyel-kápolna. Wbrew temu, co można by pomyśleć nie ma jednak nic wspólnego z Polską. Jej fundatorem byli w XVIII w. niejacy Lengyelowie, rodzina węgierskich arystokratów (samo nazwisko jest do dzisiaj dość popularne na Węgrzech). Barokowa, drewniana zabudowa i wnętrza jakimś cudem przetrwały do naszych czasów, a ostatnio przeszły renowację i otworzyły się na turystów.
Jakieś dwieście metrów od kaplicy Lengyelów znajduje się siedziba winnicy Gilvesy. Jej założycielem jest Róbert Gilvesy, Kanadyjczyk o węgierskim pochodzeniu, który przyjechał nad Balaton w latach dziewięćdziesiątych. Zakochał się podobno w miejscu, w którym stała stara, zniszczona winnica Esterházych. Zrekonstruował to, co dało się niej uratować, dobudował nowoczesne pomieszczenia, a całość przykrył minimalistyczną bryłą, która zdecydowanie wyróżnia się wśród domków i winiarni Hegymagas.
Gilvesy doświadczenie winiarskie zbierał w Austrii. Wyróżniające się etykiety, niezła dystrybucja w Budapeszcie i wizerunek wschodzącej gwiazdy regionu każą też myśleć, że zdążył nabrać też doświadczenia w marketingu. Dysponuje 13 hektarami, które porastają m.in. 40-letnie krzewy rieslinga (działka Tarányidűlő) i 30-letnie krzewy sauvignon blanc (Mogyórósi).
Z tych ostatnich powstało Gilvesy Sauvignon Blanc 2015, które zabrałem ze sobą i szybko pożałowałem że była to tylko jedna butelka. Nos wdzięczy się ładnym aromatem grejpfruta, cytrusów i melona. Mało tu zieleni, sporo typowej, badaczońskiej mineralności która zaskakująco dobrze komponuje się z typowymi, “sauvignowymi” nutami. Usta są miękkie, lekko kremowe, z nieprzesadną kwasowością, słonawe i mega pijalne.
Warto, będąc na północnym brzegu Balatonu, zajrzeć na Szent György-hegyi i to nie tylko przez wzgląd na takie wina. Piękne widoki, sielska atmosfera i cisza, jakiej nie uświadczy się w Badacsony to wystarczające powody, żeby zaszyć się tam na tydzień. Ja mam mocne postanowienie wrócić tam kiedyś i zaszyć się na dwa. Będę mógł wtedy w spokoju zgłębiać różnicę między Szent György-hegyi a Badacsony. Bez nadziei, że mi się uda, skoro sam Hamvas potrzebował na jej wyłożenie 6 miesięcy.