Mandilaria – spod nosa Dionizosa


2/08/2016

Czasem bardziej frapujące niż zdanie, które pojawia się w jakiejś książce, jest zdanie, które zostało z niej usunięte.

Ostatnie zdanie manuskryptu Dionizosa Károlya Kerényiego brzmiało: Religii Dionizosa pozostało na koniec tylko immanentne i nieruchome trwanie w bios europejskich rolników uprawiających winorośl. Kogo węgierski badacz antyku miał na myśli pisząc o europejskich winiarzach? Tylko tych epigonów, którzy jeszcze w VII w. naszej ery deptali grona w dionizyjskich maskach? Być może, ale w uzasadnieniu decyzji o wykreśleniu tego zdania wybiega do malarstwa czasów nowożytnych, które przechowało pamięć Dionizosa. Może miał w takim razie na myśli, że w jakimś sensie dionizyjscy pozostali także winiarze z bliższych nam czasów. Mogłoby na to wskazywać to, że w tej samej książce zestawia obrzędy dionizyjskie (picie młodego wina) z tradycją świętomarcińską.

Wiadomo na pewno, że pomysły na tę książkę nawiedzały Kerényiego w miejscach mocno związanych z winem: w jakiejś “południowopanońskiej winnicy” i na wyspie Korčula, gdzie spierał się z Rudolfem Otto. I oczywiście na Krecie, której poświęcił blisko połowę książki o bogu wina.

Niektórzy czytają ją jako historię kreteńskiej i greckiej kultury wina. Ale prawdę mówiąc Dionizos winem nie ocieka. Kerényi musi mierzyć się z faktem, że wczesna kultura minojska nie posługiwała się praktycznie symboliką winną (niektórzy sądzili nawet, że była piwna, nie winna) i że chętniej wykorzystywała inny dionizyjski motyw – bluszczu.

To nie przeszkadza mu wiedzieć w Krecie kolebkę greckiej kultury wina. Minojska Kreta została najprawdopodobniej “zainfekowana” z Egiptu, od którego przejęła m.in. ideogram symbolizujący wino, wzorowany na egipskim hieroglifie. Historia greckiej kultury wina wiła się jednak bardziej krętymi ścieżkami, także tymi mającymi początek na Wschodzie. Wszędzie tam, gdzie zjawiała się wczesna religia dionizyjska, tam jak cień pojawiało się wino. Niekoniecznie w wymiarze symbolicznym, ale tym najbardziej realnym: konsumpcji i uprawy.

Ale co to właściwie oznacza dzisiaj? Co z tego, że Kreta była kolebką 4 tysiące lat temu, jeśli dziś mało kto pija kreteńskie wina. Zdecydowanie sławniejsze są przecież te z niemal 100 razy mniejszego Santorynu.

Konstantinos Lazarakis, jedyny grecki Master of Wine, opublikował niedawno prawdziwy rarytas dla fanów greckiego wina – książkę A Guide to the Wines of Greece. Rarytas tym większy, że dostępny w sieci za darmo. Czytamy tam, że dzięki determinacji winiarzy i wielu inwestycjom Kreta ma szansę znów grać czołową rolę na greckim podwórku. Parę akapitów dalej dodaje jednak, że jej bolączką jest brak renomowanych (great) odmian endemicznych. Ta, która ma szansę się nią stać jest biała dafni. Uratował ją od zapomnienia Lyrarakis, producent z górzystego centrum wyspy.

Lazarakis wspomina też mandilarię, ale bez zbytniej wiary w jej karierę. Odmiana daje wprawdzie wina aromatyczne i taniczne, ale brak im ciała. Dlatego często kończy w kupażach z nieco lepiej zbudowanym kotsifali. Są jednak winiarze, jak wspomniany Lyrarakis, którzy potrafią wydobyć z niej ciekawsze brzmienie. Lyrarakis uprawia ją na wysokości ponad 500 m.n.p.m. w apelacji Peza (jednej z siedmiu kreteńskich PDO) w winnicy Plakoura, a efektem jest zbierające niezłe noty Lyrarakis Mandilari Plakoura 2013.

Wino ma ładny aromat wiśni, jagód i fiołków. Potężna tanina i niezła koncentracja pokazują, że nie jest to żadne chucherko. Robi naprawdę dobre wrażenie, szkoda, tylko, że urywa się w połowie jak niedokończona anegdota. Do tego częstuje dość hojnie cukrem resztkowym, który pasuje do tego wina jak pięść do oka.

Współczuję badaczom, którzy chcieliby prześledzić migracje takich odmian jak ta. Jedni piszą, że mandilaria jest rdzennym szczepem Krety, inni, że pochodzi ze wschodnich wysp egejskich. Trochę to przypomina odtwarzanie szlaku kultu Dionizosa. To fascynujące, jak bardzo nasza cywilizacja chce zgłębić kulturę antyczną. Jeśli dobrze się nad tym zastanowić, od stuleci zastępy badaczy tropią historię kilku milionów ludzi zamieszkujących ten poszarpany skrawek ziemi przed ponad dwoma tysiącami lat. Ponoć dlatego, że to początek nas samych. Ale może dlatego właśnie, że Grecy tak bardzo się od nas różnili. W końcu nawet ich wina, o czym Kerényi nie wspomina, smakowały zupełnie inaczej niż nasze.

Butelkę tego wina dostałem w prezencie.

Tagi: , , , ,