Silvaner wplątany w losy Löwensteinów


22/06/2015

Długa historia, książęce tytuły, imiona i nazwiska, które nie mieszczą się w jednej linijce, śmierć na torze Formuły 1, dynastyczne przetasowania i przednie silvanery. Poznajcie rodzinę Löwensteinów.

Niecałe dwa miesiące temu na torze w Nürburgring zginął kibic, w którego wjechało rozpędzone auto. Nie był to pierwszy śmiertelny wypadek w miejscu, które zna każdy fan samochodowego ścigania. Przez blisko sto lat, w trakcie których odbyły się tam setki wyścigów, w tym niejedno grand prix Formuły 1, na słynnym torze poniosło śmierć aż 68 kierowców, trzech oficjeli i jeden kibic.

Ostatnim kierowcą, który zginął na Nürburgring był książe Carl Friedrich zu Löwenstein, który w 2010 r. jechał swoim astonem martinem w trzeciej rundzie Mistrzostw Niemiec Endurance. Feralnie starł się z konkurentem na torze, stracił panowanie nad pojazdem, uderzył z impetem w barierki, po czym zginął w płomieniach. Miał 43 lata. Fanom sportów motorowych w Niemczech znany był po prostu jako Leo Löwenstein, śledzącym losy niemieckiej arystokracji – jako dziedziczny książę rodu Löwenstein-Wertheim-Rosenberg (tak brzmiało jego pełne nazwisko). Zostawił żonę, czworo dzieci i przednie winnice we Frankonii i Rheingau.

Jak na arystokratę przystało miał wiele pasji. Szkolił się na wojskowej uczelni, parał marketingiem oraz sprzedażą i odbył roczną praktykę winiarską w RPA. Wreszcie, na początku wieku, przejął rodzinny biznes winiarski. W nowoczesnym duchu poświęcił mniej znaczące winnice na rzecz doinwestowania tych najważniejszych. Śmierć przerwała jego koronny projekt przeniesienia posiadłości rodzinnej do odrestaurowanego zamku w Kleinheubach.

To czego nie dokończył Carl Friedrich, zakończyła jego żona Stephanie, także pochodząca z arystokratycznej rodziny, oraz jego ojciec, Alois Konstantin zu Löwenstein. Będąc pediatrą, Stephanie nie wyobrażała sobie zapewne, że przyjdzie jej się zająć winnicami. Po jakimś czasie zgłosił się jednak do niej trzydziestoletni enolog, Bastian Hamdorf, który zaoferował pomoc i do dzisiaj zarządza produkcją Fürst Löwenstein.

Zmienne koleje losu i konfiguracje oraz tragiczne wypadki przypominają trochę pogmatwane losy europejskich rodzin królewskich, które z wypiekami na policzkach śledzą czytelnicy kolorowej prasy. Jak z tego wszystkiego wychodzi tak dobre wino? Nie wiem, ale z pewnością książęca firma zachowała renomę jednego z najlepszych producentów we Frankonii. Wspólnie z takimi gwiazdami jak Johann Ruck czy Paul Fürst tworzy cenioną grupę TRIAS, kultywującą terroirystyczny charakter tamtejszych win.

Furst Lowenstein Hoburg SilvanerJuż podstawowy silvaner z tarasowej winnicy Homburg Kallmuth zdradza dobre pochodzenie. Fürst Löwenstein Homburg Silvaner 2013 ma ładny, świeży aromat ziół, cytrusów, mirabelek i czarnego bzu, a także pikantne, muśnięte mikrobąbelkami, a przy tym dość poważne usta, spięte wydatną kwasowością. Pije się je doskonale, szczególnie w sezonie szparagowym.

O Carlu Friedrichu strona producenta praktycznie już nie wspomina. Jego imię jest tylko zasygnalizowane na topowych winach Fürst Löwenstein serii CARL, w skład której wchodzą butelki z Homburg Kallmuth i reńskiej winnicy w Hallgarten. Ta dyskrecja jest być może najbardziej stosownym hołdem ze strony niecodziennego duetu teścia i synowej, którzy zarządzają winnicą.

Wino kupiłem w Monachium za 11,50 euro. O ile się nie mylę, nikt nie sprowadza jeszcze Fürsta Löwensteina do Polski, a szkoda.

Tagi: , ,